• WIG
  • WIG20
  • WIG30
  • mWIG40
  • WIG50
  • WIG250
WALUTY
WSKAŹNIKI MAKRO
SymbolWartość
Inflacja CPI16.6%
Bezrobocie5.0%
PKB1.4%
Stopa ref.5.75%
WIBOR3M5.86%
logo sponsora
GIEŁDY - ŚWIAT
INDEKSY - POLSKA
TOWARY

Reklama AEC

Utracony rok dzieciństwa czy przepustka do lepszej przyszłości?

dzieci

Nie milknie ożywiona dyskusja społeczna na temat tego, czy sześciolatki powinny być obowiązkowo posyłane do szkoły podstawowej. Temat przewija się w różnego rodzaju sporach i debatach od przynajmniej sześciu lat. Oto bowiem już w grudniu 2007 roku media ujawniły, że istnieje rządowy projekt, w myśl którego we wrześniu roku 2008 pierwszy rocznik sześciolatków (a więc dzieci urodzone w roku 2002) mógłby gremialnie zasilić swą obecnością akademie otwierające rok szkolny w całej Polsce. „Mógłby”, a nie „miałby” – ponieważ zakładano, że w roku szkolnym 2008 / 2009 kwestia posłania dziecka do szkoły będzie jeszcze przedmiotem wolnej decyzji rodziców. Podobnie miało być w latach 2009 / 2010 oraz 2010 / 2011, z tą różnicą, że wówczas funkcjonowałyby już odrębne podstawy programowe dla sześciolatków (celem zachęcenia rodziców). Wreszcie rok 2011 miał być przełomowy – nowy model stałby się obligatoryjny.

Co do dobrowolnego posyłania sześciolatków do szkoły, to taka praktyka funkcjonowała i funkcjonuje już od wielu lat, nie ma jednak charakteru masowego. Zwykle rodzice uznają po prostu, że ich dziecko wie już wystarczająco dużo, jest wystarczająco dojrzałe i być może po prostu nudzi się w domu lub nudziłoby się w zerówce, a zatem – niech pójdzie do szkoły. Tym niemniej przyjęło się w Polsce, że dolną granicą wiekową realizacji obowiązku szkolnego jest siódmy rok życia. Stąd też bierze się oburzenie dużej części tych rodziców, których potomstwo w danym roku dobiega szóstego roku życia. Ostatnio okazało się, że pół miliona osób podpisało się pod petycją w sprawie referendum na ten temat.

Oczywiście oburzenie nie dotyczy wszystkich obywateli (ani nawet wszystkich obdarzonych progeniturą), jako że niektórych przekonują argumenty wytaczane przez obrońców rządowych pomysłów.

Jakie to argumenty? Można wymienić przynajmniej kilka takich, które stosowane są otwarcie i oficjalnie. Przede wszystkim wcześniejsze rozpoczęcie edukacji szkolnej ma być przejawem postępu, rozwoju i wpasowywania się w światowe trendy. Wszystko w dzisiejszych czasach przyspiesza, pula wiedzy wciąż się poszerza, młodzi ludzie coraz wcześniej zaczynają się specjalizować w określonych dziedzinach – naturalnym jest więc, że sześcioletnie dzieci również powinny być (stopniowo) włączane w ten proces.

Można też powiedzieć, że układ przedszkole-zerówka-szkoła stwarza pewien roczny „stan zawieszenia”, rodzaj „zabawy w szkołę”, który jednak nie jest włączany w to, co rozumie się jako tok obowiązkowej nauki, zatem rok jest zmarnowany. Lepiej byłoby w tym czasie skierować uwagę dziecka (rzecz jasna w delikatny sposób) na zajęcia bardziej poważne i lepiej procentujące w przyszłości, słowem – zajęcia szkolne. Dziecko wcześniej oswoi się z pewną dyscypliną i systematycznością, aczkolwiek nie będzie jeszcze podlegać sztywnemu systemowi oceniania, obowiązującemu w wyższych klasach, zatem cała transformacja nie będzie dla niego wielkim szokiem. Dochodzi też kwestia samodzielności, o czym pisze jeden z ankietowanych przez nas rodziców, zwolennik obniżenia wieku: Dziecko będzie samodzielniejsze, na pewno lepiej przystosowane do zycia, niż takie, które będzie otoczone nadmierna opieka.

Maciej Jakubowski, wiceminister edukacji, ogłosił nawet podczas jednego ze spotkań, że szkoła to „najlepsze miejsce dla sześciolatka” – i że właśnie w szkole (w każdym razie w takiej, która jest dobrze zaopatrzona i zorganizowana) może realizować swój talent i potencjał. Najwidoczniej podobnie sądzi jeden z rodziców, wypełniających przygotowaną przez nas ankietę, który poparł obniżenie wieku rozpoczęcia obowiązkowej edukcji i napisał: Dziecko w tym wieku pragnie poznawać i się uczyć, warto to wykorzystać. Inny zwolennik rozpatrywanej koncepcji uznał, że „rozpoczęcie edukacji szkolnej w okresie największej ciekawości poznawczej dzieci”.W kolejnej ankiecie czytamy: „Dziecko ma szansę, aby rozpocząć edukację szkolną w odpowiednim okresie jego rozwoju – wtedy, gdy jest najbardziej ciekawe świata”. Co ciekawe, osoba, która napisała te słowa, uznała także, że nie ma żadnych szczególnych przeszkód, które stałyby na drodze planowanych zmian, nie wymieniła także żadnych ew. braków w przystosowaniu szkół.

Niektórzy, choć nie popierają planowanych zmian, to jednak są w stanie zauważyć także pewne ich zalety: „szansę dla dzieci zdolnych na lepszy rozwój” czy choćby „wcześniejsze ukończenie edukacji”. Co dla jednych jest zaletą, dla innych jest jedynie „zaletą”, tzn. komentują kwestię ironicznie: Oprócz takiej zalety (zapewne dla naszego rządu), że będzie miał wcześniejszych „pracowników”, to nie ma żadnych.

Wcześniejsze rozpoczęcie edukacji to oczywiście także wcześniejsze jej ukończenie, a co za tym idzie – szybsze wejście na rynek pracy. Przeciwnicy pomysłu sądzą jednak, że celem tego wejścia na rynek pracy ma być raczej jak najszybsze rozpoczęcie opłacania odpowiednich podatków i składek (w szczególności na poczet ZUS) przez młode pokolenie.

W ogólności argumenty przeciwników posyłania sześciolatków do szkół można podzielić na dwie główne grupy (nawet jeśli często są one wytaczane razem i stosowane na przemian). Otóż mamy argumenty substancjalne i akcydentalne.

Te pierwsze oznaczają krytykę rządowych pomysłów niezależnie od okoliczności, z powodów pryncypialnych – stąd też ich podstawą są zazwyczaj takie pojęcia jak wolność jednostki czy wolność rodziny oraz takie postawy jak nieufność wobec państwa i ogólne przeświadczenie, że im mniej (w edukacji) rządowego przymusu względem rodzin – tym lepiej. Jakaś część osób, dla których argumenty substancjalne są podstawowymi, równie niechętnie pośle swoje dziecko do szkoły publicznej także i rok później, inni natomiast godzą się na obowiązek szkolny, sądząc jednak, że rozciąganie go rok w dół to – ze względu na delikatność dziecka, integralność więzów rodzinnych etc. – gruba przesada. Tym bardziej przejawem rządowej agresji miałoby być obowiązkowe posyłanie pięciolatków (i czterolatków urodzonych między wrześniem a grudniem) do zerówki, co również jest planowane.

Do grupy argumentów substancjalnych można zaliczyć także ten, który mówi, że młodsze dzieci po prostu nie są – z natury – wystarczająco dojrzałe emocjonalnie, fizycznie i psychicznie, a przynajmniej – że wiele z nich nie jest (a więc obowiązek nie powinien dotyczyć wszystkich). Wielu rodziców i pedagogów spośród tych, których ankietowaliśmy, podnosiło właśnie ten argument: W mojej opinii dzieci 6-letnie potrzebują jeszcze roku na spokojny rozwój emocjonalny oraz rozwój podstaw osobowości – pisze jeden z nich. Inny natomiast zauważa: Obowiązek obejmuje także dzieci, które rozwijają się wolniej od rówieśników. Dość często pojawiał się też argument, iż samo „siedzenie w ławkach” będzie problematyczne.

Drugi zestaw argumentów to „lżejszy kaliber”, choć w konkretnych uwarunkowaniach Polski A.D. 2013 mogą one znaleźć większy oddźwięk. Przegląd jedenastu powodów, dla których stowarzyszenie Ratujmy Maluchy jest przeciw propozycjom rządowym, wskazuje, że mimo wszystko grupa ta forsuje właśnie argumenty akcydentalne. Otóż istnieje obawa o stan techniczny szkół: obecność pomocy szkolnych, wystarczającą dozę ciszy i spokoju dla dzieci, odpowiedni stan urządzeń sanitarnych itd. Krótko mówiąc, szkoły są niedoinwestowane, a co gorsza – ustawa o reformie nie określa (jak twierdzą ludzie z Ratuj Maluchy – „ŻADNYCH”) standardów, które szkoły musiałyby spełnić, aby przyjąć sześciolatków.

Z drugiej strony, istnieją już przecież szkoły, które mogą sobie świetnie poradzić z edukacją i wychowaniem sześciolatków. – Nie mam nic przeciwko obowiązkowej edukacji od szóstego roku życia, o ile tylko szkoły będą technicznie do tego przystosowane – mówi Hanna Sowińska, dyrektor Niepublicznego Przedszkola i Szkoły Podstawowej „Inspiracja” w Warszawie. W jej przypadku odpowiednie warunki są spełnione: - Nasza szkoła, przykładowo, dysponuje odpowiednio dostosowanymi (pod względem rozmiarów) urządzeniami sanitarnymi, również nasze klasy wyposażone są w udogodnienia, dzięki którym młodsze dzieci nie będą miały wrażenia, że zmusza się je do wielogodzinnego siedzenia w ciasnych czy zbyt dużych ławkach.

Poza tym rodzi się obawa o to, czy dziecko poradzi sobie z programem szkolnym – twórcy akcji Ratuj Maluchy twierdzą, że ministerialna podstawa programowa przerasta możliwości sześciolatków („sześciolatek musi pisać zgodnie z zasadami kaligrafii i czytać”). Jednocześnie istnieją obawy co do tego, czy nauczyciele są wystarczająco przygotowani do edukowania młodszych dzieci.

Sześciolatek w szkole to już może być kwestia problematyczna, ale podobno w co trzeciej gminie w Polsce nie ma przedszkoli – więc pięciolatki de facto także trafią na teren szkoły, wybierając się do zerówki. Tam natomiast, gdzie są przedszkola – często brakuje miejsc.

Rodzice będą musieli ponieść koszt kupna nowych podręczników dostosowanych do reformy edukacyjnej, co w dobie ogólnego spowolnienia gospodarczego i rosnącego bezrobocia nierzadko może okazać się dużym problemem finansowym, zwłaszcza dla rodzin wielodzietnych. Z drugiej strony, rodzi to podejrzenie o to, że reforma jest forsowana przez wydawców papierowych podręczników, którzy niewątpliwie zyskaliby na wymianie podręczników na nowe.

Gdzieś na pograniczu argumentów substancjalnych i akcydentalnych lokuje się ten, który mówi, że rok wcześniej w szkole – to rok mniej dzieciństwa, radości, beztroski, naturalności, przebywania z rodzeństwem i rodziną, a za to kontakt o rok wcześniej z tłumem, zgiełkiem, być może agresją (zwłaszcza ze strony starszych uczniów) etc.

Część rodziców zgłasza też wątpliwości co do tego, czy nauczyciele są właściwie przygotowani do edukacji najmłodszych – jeżeli dotąd koncentrowali się na dzieciach co najmniej siedmioletnich. Istnieje więc ryzyko wzajemnego niezrozumienia pomiędzy nauczycielami a dziećmi, być może przesadnej surowości, nakładania zbyt ciężkich lub zbyt sformalizowanych obowiązków etc. – Rzeczywiście, może być to problem, dlatego właśnie istotne jest, by placówka dysponowała odpowiednio przygotowaną kadrą pedagogiczną. U nas np. takie wsparcie już funkcjonuje, mam tu na myśli nauczycieli, ale także wykwalifikowanych psychologów czy terapeutów – mówi cytowana już Hanna Sowińska.

Siła obu grup argumentów nie jest równa. Te, które określiliśmy jako substancjalne, pozornie są zasadnicze, ale w rzeczywistości trafiają tylko do mniejszej części rodziców, tych bardziej przejętych poglądami konserwatywnymi lub liberalnymi. Co ciekawe, wśród rodziców i pedagogów, którzy wypełnili naszą ankietę, praktycznie nikt spośród przeciwników obowiązku edukacyjnego dla sześciolatków (a osoby takie stanowiły większość) nie odwoływał się stricte do argumentów z wolności jednostki czy rodziny.

Trudno zresztą sądzić, by hasła takie przekonały rządzących, zwłaszcza że obowiązek szkolny jest zjawiskiem powszechnie przyjętym w niemal wszystkich współczesnych państwach, stąd kwestia ustalenia wieku, od którego się on rozpoczyna, staje się przede wszystkim problemem „technicznym”. Tutaj w grę wchodzą argumenty akcydentalne – problem jednak (dla organizatorów akcji Ratuj Maluchy) tkwi w tym, że ewentualne działania naprawcze ze strony władz wytrąciłyby przeciwnikom edukacji sześciolatków argumenty z rąk.

Już teraz zresztą strona, którą umownie można określić (na gruncie tego sporu) jako „pro-rządową”, twierdzi, że argumenty organizatorów protestu są demagogiczne, histeryczne i obliczone na wywołanie u odbiorców szoku. Na przykład koszt zakupu podręczników rzeczywiście ma pewne znaczenie – ale w którymś momencie trzeba będzie go ponieść, podręczniki zmieniają się tak czy inaczej, a od upadku PRL właściwie każdego roku można  w każdej kwestii rzec, że „na razie nie stać nas na takie reformy”.

Z kolei argument o okradaniu dzieci ze szczęśliwego dzieciństwa jest fałszywy w dzisiejszych czasach, gdy duża część dzieci spędza czas (niestety) głównie w towarzystwie telewizora (w którym emitowane są nierzadko prymitywne kreskówki), komputera czy Play Station, eliminując hordy cyfrowo generowanych zombie i innych stworów. Lepiej zatem, by zamiast tracić czas, zaczęły już zdobywać wiedzę, a do tego spędzać czas z rowieśnikami (a nie przed szklanym ekranem). Oczywiście przeciwnik reformy może odpowiedzieć, że – po pierwsze – ostatecznie to jego sprawą jest kwestia sposobu wychowania dziecka i tego, jakie rozrywki mu się proponuje; po drugie takie ogólne, uproszczone rozumowanie uderza w dużą (mimo wszystko) grupę rodziców, którzy spędzają czas z dziećmi w sposób wartościowy, a także w te dzieci, które wolą inne rozrywki niż te najmniej angażujące intelektualnie.

Niektórzy bagatelizują też twierdzenie, jakoby sześciolatki były (en masse) wyraźnie mniej dojrzałe od siedmiolatków, bo przecież niekiedy chodzi o różnice wiekowe rzędu miesięcy, a poza tym na rozwój wpływa wiele innych czynników niż literalnie odczytywana liczba miesięcy czy tygodni, które upłynęły od porodu. Część rodziców odpiera jednak ten kontrargument, stojąc na stanowisku, że ryzyko jest zbyt duże, ponieważ o ile różnica pomiędzy np. 18-latkiem a 20-latkiem jest nieznaczna (czy nawet pomiędzy 12- i 14-latkiem), o tyle w przypadku małych dzieci nawet kilka miesięcy okazuje się nieraz okresem, który wiele zmienia. W dodatku poziom rozwoju intelektualnego, psychicznego i nawet fizycznego równolatków mających 15, 12 czy nawet 8 lat, jest znacznie bardziej wyrównany, niż ma to miejsce w przypadku najmłodszych (zauważmy, że niekiedy można napotkać niemal płynnie mówiące dzieci niewiele ponad 3-letnie – i, z drugiej strony, wciąż słabo sobie z tym radzących 5-latków, bynajmniej nie będących ofiarami schorzeń czy wad wrodzonych).

Na nasze pytanie o to, czy między 6- a 7-latkiem występują istotne różnice w rozwoju psychofizycznym i intelektualnym Jarosław Pytlak z akcji Ratuj Maluchy odpowiada: Dziesiątki mądrych tomów dzieł psychologicznych zawierają potwierdzenie tej tezy, ja tylko mogę dodać, że obserwuję to zjawisko w praktyce.

Jakie są granice wiekowe obowiązku szkolnego w różnych krajach europejskich? Obrazuje to poniższa tabela:

 

(źródło: raport „Wiek rozpoczynania edukacji obowiązkowej w Europie”, Polskie Biuro Eurydice, Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji, 2011)

 Z danych Eurydice wynika, że od roku szkolnego 1997/98 wiek rozpoczynania obowiązkowej edukacji obniżono w pięciu państwach należących obecnie do UE. Były to:

- Grecja (obniżenie 6 do 5 lat poprzez wprowadzenie jednego roku obowiązkowego przedszkola),

- Łotwa (obniżenie z 7 do 5 lat poprzez wprowadzenie dwóch lat obowiązkowego przedszkola),

- Cypr (obniżenie z 6 lat do 4 lat i 8 miesięcy – poprzez wprowadzenie roku obowiązkowego przedszkola i wydłużenie od dołu o 4 miesiące okresu szkoły podstawowej)

- Rumunia (obniżenie z 7 do 6 lat)

- Litwa (od roku 1999 stopniowo wprowadzano obowiązkową edukację od wieku 6 lat, a nie 7 lat, jak dotąd, ale w roku 2003/04 przywrócono start od 7 roku życia)

- Słowenia (obowiązek w dalszym ciągu od 6. roku życia – ale kiedyś był to wpierw rok obowiązkowego przedszkola, teraz od razu szkoła).

To, co widzimy w tabeli, powinno być dodatkowo postrzegane przez pryzmat rozmaitych uwarunkowań kulturowych i przyzwyczajeń panujących w danych krajach. Co więcej, pojęcie „szkoły” czy „przedszkola” nie w każdym kraju oznacza to samo, z czego zresztą rodzice zdają sobie sprawę. Jeden z nich pisze: „w Szwajcarii np. nawet czterolatki chodzą do tzw. „szkoły”, ale poza nazwą absolutnie ma się to nijak do polskiej szkoły: dzieci ucza się poprzez zabawę, eksperymenty, maja grupowe zadania do rozwiązania, przyjmują rozne odpowiedzialności, nie mają zadane nic do domu jeszcze w tym wieku”.

Spośród badanych przez nas rodziców aż 70 proc. było przeciwnych obowiązkowemu posyłaniu dzieci do szkoły podstawowej. Zwolennikami pomysłu było 30 proc. Wśród pedagogów niemal 90 proc. było przeciwnikami obniżenia wieku.

55,55 proc. rodziców uznało, że 6-letnie dziecko nie ma jeszcze takich zdolności manualnych, by móc sprawnie pisać,  11 proc. uznało, że to zależy od dziecka, pozostali byli zdania, że 6-letnie dziecko jest już w stanie ręcznie pisać. Wśród pedagogów tylko jedna czwarta badanych wybrała odpowiedź „nie”, jedna czwarta oceniła, że „nie zawsze i nie każde” lub „tylko część dzieci”, połowa wybrała odpowiedź „tak”.

Wśród rodziców tylko 18,5 proc. osób uznało, że szkoły są przystosowane do przyjęcia sześcioletnich dzieci, 7,5 proc. nie miało zdania, przy czym jedna osoba napisała, że „pewnie niektóre szkoły tak”. 75 proc. osób było zdania, że szkoły nie są przystosowane do proponowanej reformy – przede wszystkim ze względu na brak odpowiednich pomocy naukowych, nieodpowiednie wyposażenie łazienek, toalet i nawet sal klasowych, tłok, hałas, ale także „zbyt schematyczne podręczniki”. Wśród pedagogów nikt nie uznał, że szkoły są dostosowane, choć jedna osoba zaznaczyła, że być może niektóre.

Ogólne wrażenie, gdy spojrzy się na wyniki naszej ankiety, a także na wypowiedzi w internecie czy popularność akcji „Ratuj Maluchy”, jest takie, że większa część polskiego społeczeństwa, w szczególności rodziców, nie jest przekonana co do słuszności obarczania sześciolatków obowiązkiem szkolnym. Należy jednak mieć na uwadze, że ich argumenty w większości zasadzają się na tym, że nasz system edukacyjny (od wyposażenia szkół po programy nauczania i wykształcenie nauczycieli) nie jest jeszcze gotowy do przyjęcia takiego rozwiązania. Teoretycznie zatem, jak wspomnieliśmy, w kolejnych latach określone reformy (gdyby je wdrożono) mogłyby wpłynąć na zmianę tego podejścia. Trudno natomiast przewidzieć, czy w takiej sytuacji animatorzy akcji Ratuj Maluchy (i pokrewnych przedsięwzięć) dadzą się przekonać – czy raczej zaostrzą swoją argumentację, koncentrując się na tych argumentach, które określiliśmy jako substancjalne.

 

Kamil Kiermacz

  • Popularne
  • Ostatnio dodane

Kontakt z redakcją

 

 

 

Nasze Portale

         
 

 

   Multum Ofert znanywet.pl
  • Wzrosty
  • Debiuty
  • Spadki
  • Obroty
Walor Cena Zmiana



 

 

 

 

 

 

 

Walor Cena Zmiana



Walor Cena Zmiana Obroty (*)
(*) wartości w tys. zł.


Popularne artykuły

Nasza witryna używa plików cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Zobacz naszą politykę prywatności

Zobacz dyrektywę parlamentu europejskiego

Zezwoliłeś na zapisywanie plików cookies na tym komputerze