Produkcja stanie, majątek pójdzie na sprzedaż?

Dwieście osób może stracić pracę w Tarnowie po tym, jak ostatecznie upadnie tamtejsza Fabryka Maszyn. Taki ponury scenariusz jest natomiast bardzo prawdopodobny, ponieważ 26 lipca w sądzie złożono wniosek o ogłoszenie upadłości likwidacyjnej przedsiębiorstwa. Za wnioskiem tym stoi GDW Werkzeugmaschinen Herzogenaurach GmbH - niemiecka firma, która jest właścicielem Fabryki. Przejęła ją po poprzednim inwestorze zagranicznym, tj. po brytyjskiej grupie kapitałowej 600 Group Plc.

Jeszcze jesienią ubiegłego roku lokalne media, w ślad zresztą za oficjalnymi komunikatami nowych właścicieli, podawały, że fabryka wkrótce wznowi produkcję i będzie funkcjonować dzięki przeprowadzeniu odpowiedniej restrukturyzacji. Została bowiem z dnia na dzień zamknięta przez wspomnianą 600 Group Plc, co zresztą zostało ogłoszone pracownikom w dość niekonwencjonalny sposób - przy pomocy kartki zawieszonej pewnego dnia na bramie zakładu. Brytyjczycy ocenili, że firma jest niewypłacalna. Potem okazało się, że zostawili po sobie długi, a do tego przez dłuższy czas nie odprowadzali za pracowników składek na ZUS.

Fabryka Maszyn Tarnów wywodzi się z Zakładu Produkcji Cywilnej - Zakładów Mechanicznych w Tarnowie, które w listopadzie 2010 roku zostały przekształcone do obecnej postaci. Fabryka ma w ofercie różnego rodzaju tokarki i szlifierki, a także pomniejsze narzędzia - np. głowice, wiertła i wytaczarki. Świadczy (świadczyła?) także usługi remontu obrabiarek.

Na początku lipca tego roku okazało się, że firma opóźnia się z wypłatą wynagrodzeń, nawet z częścią pensji majowych. Z drugiej strony, dwa tygodnie później kwestie te zostały w dużej mierze uregulowane, a Hermann Weiler, właściciel przedsiębiorstwa, twierdził, że nie planuje zamykać zakładu. Wszystko wskazuje na to, że zmienił zdanie. Ten niemiecki biznesmen już od lat współpracował z tarnowską firmą, jeszcze przed jej przekształceniem. Tego rodzaju przedsiębiorstwom zleca wytwarzanie podzespołów, zaś jego niemiecka firma dokonuje końcowego montażu.

Kamil Kiermacz