• WIG
  • WIG20
  • WIG30
  • mWIG40
  • WIG50
  • WIG250
WALUTY
WSKAŹNIKI MAKRO
SymbolWartość
Inflacja CPI16.6%
Bezrobocie5.0%
PKB1.4%
Stopa ref.5.75%
WIBOR3M5.86%
logo sponsora
GIEŁDY - ŚWIAT
INDEKSY - POLSKA
TOWARY

Reklama AEC

Prorocy kryzysu i prorocy prosperity

Codzienna lektura portali o tematyce finansowej, ekonomicznej i politycznej prowadzić może w dzisiejszych czasach do szybkiego popadnięcia w depresję. Pojęcia „kryzysu”, „recesji” i „spowolnienia” gospodarczego atakują nas niemal z każdej strony. Chciałoby się powiedzieć, że niedługo będziemy bali się otworzyć lodówkę… Co gorsza, kryzys w lodówce może okazać się najzupełniej dosłowny.

Stykamy się jednak nie tylko z doniesieniami na temat sytuacji bieżącej, ale również z rozmaitymi przewidywaniami, projekcjami i prognozami. Można zapytać, na ile wiarygodne są wizje rysowane przez utytułowanych ekonomistów i inwestorów. Duży problem tkwi w tym, że często trudno jest oddzielić to, co dobrze udokumentowane, od tego, co jest wynikiem naszych intuicji, przeczuć lub po prostu sympatii i antypatii politycznych tudzież ideologicznych. Na przykład zazwyczaj jest tak, że bardziej optymistyczne scenariusze odmalowują ci, którzy albo znajdują się wśród osób kierujących polityką państwa, albo też wyrażają (z tych czy innych przyczyn) poparcie dla obecnego kierunku. Nic więc dziwnego, że rządy zazwyczaj starają się uspokajać obywateli, skupiając ich uwagę na ewentualnych pozytywach sytuacji i zapewniając, że nie będzie tak źle. Nietrudno zauważyć, że taki właśnie przekaz biegnie często od ministra Rostowskiego, któremu nieraz zarzucano przesadny optymizm, zawyżone prognozy i maskowanie faktycznej sytuacji drugorzędnymi pozorami. No dobrze, ale czy to oznacza, że sprawdziły się wszystkie prognozy największych „proroków zagłady”? Niekoniecznie. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że najlepiej zawsze być przygotowanym na najgorsze („przetrwają tylko paranoicy”, jak podobno głosił amerykański pisarz Philip K. Dick), ale problem w tym, że gromadzenie konserw i budowanie schronu atomowego w przydomowym ogródku może okazać się gigantycznym marnowaniem czasu, nerwów i energii, jeżeli nie dojdzie do zapowiadanej wielkiej katastrofy.

Przypomnę więc może, że o ile rząd przez długi czas podtrzymywał nieprawdziwy mit „zielonej wyspy”, o tyle jeden z największych krajowych „apokaliptyków ekonomicznych”, prof. Rybiński, z równym zaangażowaniem wieścił od dawna „euro po 5 złotych” i „dolara po cztery”. Rzut oka na wykresy dowodzi, że jesteśmy jeszcze daleko od takiej sytuacji. Z kolei główny ekonomista SKOK-ów, pan Janusz Szewczak, latem najzupełniej serio prorokował, że już niedługo stadiony zbudowane na potrzeby Euro 2012 zapełnią się tysiącami bezdomnych Polaków, koczujących w namiotach i nie mogących spłacić kolejnej raty kredytu mieszkaniowego. Mało tego, twierdził nawet, że „co bardziej zapobiegliwi już kupują lampy naftowe, konserwy i robią powidła”.

Nie twierdzę zresztą, że taki scenariusz nie jest możliwy. Bądź co bądź, w ostateczności każda przyszłość jest w jakimś stopniu prawdopodobna. Historia zna przypadki kompletnego rozpadu państwa, ale nie przesadzajmy: twierdzenie, że za pół roku czy rok Polska będzie drugą Somalią, to nie jest coś, co moglibyśmy traktować poważnie. Wydaje się, że najwięksi „prorocy kryzysu” popadają w egzaltację równie silną (jeśli nie silniejszą) od tej, która kieruje niepoprawnymi optymistami, opowiadającymi o tym, że Polska kroczy drogą sukcesu i „generalnie jest coraz lepiej”.

„Apokaliptycznym ekonomistom” zarzuca się niekiedy, że ich kryzysowe prognozy sprawdziły się przypadkiem – często podnosi się zarzut, że „jeśli ktoś nieustannie mówi, że jutro będzie źle, to w końcu trafi”. Co ciekawe, kryzysowe wizje wypływają niekiedy z zupełnie różnych sposobów myślenia – taki np. profesor Roubini, czołowy zachodni pesymista, uchodzi za keynesistę, podczas gdy „nasz” Rybiński zasadniczo ma raczej opinię liberała i z upodobaniem cytują go rodzimi zwolennicy wolnego rynku. Z kolei gdzieś tam w ekonomicznym undergroundzie słychać głosy „Austriaków” (jak Peter Schiff), których metodologia i wnioski są przecież zupełnie różne od całej ekonomii głównego nurtu, czy to tej od Keynesa, czy tej bliższej Friedmanowi. Krach systemu zwiastują także rozmaite pomniejsze grupy ekonomistów, działaczy, filozofów i polityków ze skrajnej prawicy i skrajnej lewicy. Okazuje się więc, że według jednych przyczyną kryzysu, który „pogrzebie Zachód” jest np. fakt, że dodrukowano zbyt mało pieniędzy i nie pobudza się tym samym popytu – a według innych coś zupełnie innego, a mianowicie samo to, że istnieje druk pieniądza bez pokrycia. Według jednych kryzys to rezultat rozrostu biurokracji i socjalistycznych elementów w gospodarce – a według innych to skutek rozpasanego wolnego rynku i braku państwowej kontroli nad nim. No cóż, robi się niezły mętlik. Dlatego tak istotne jest to, by przy wszelkich analizach starać się oczyścić z rożnego rodzaju uprzedzeń, w tym także tych pesymistycznych i spróbować – na ile to możliwe – spojrzeć na rzeczy chłodnym wzrokiem. Na ile to możliwe…

 

Kamil Kiermacz

Kontakt z redakcją

 

 

 

Nasze Portale

         
 

 

   Multum Ofert znanywet.pl
  • Wzrosty
  • Debiuty
  • Spadki
  • Obroty
Walor Cena Zmiana



 

 

 

 

 

 

 

Walor Cena Zmiana



Walor Cena Zmiana Obroty (*)
(*) wartości w tys. zł.


Popularne artykuły

Nasza witryna używa plików cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Zobacz naszą politykę prywatności

Zobacz dyrektywę parlamentu europejskiego

Zezwoliłeś na zapisywanie plików cookies na tym komputerze