Deregulacji ciąg dalszy

Dziś odbyła się pierwsza część wysłuchania publicznego w sprawie deregulacji kolejnej transzy zawodów proponowanej przez ministra Gowina. Udział wzięli przedstawiciele organizacji społecznych i zawodowych. Według Gowina deregulacja to szansa dla młodych ludzi w czasach kryzysu, którzy obecnie mają problemy ze znalezieniem pracy z powodu spowolnienia gospodarczego, zaś rozmaite trudne egzaminy i przepisy ograniczające dostęp do zawodów nie poprawiają sytuacji. Pierwszą transzę deregulacji przyjęto pod koniec września, objęła ona 50 profesji. Druga liczy 91 zawodów i właśnie jest konsultowana z różnymi środowiskami.

Mówi się także o trzeciej serii, liczącej ponad 100 fachów. Gdyby wszystkie zmiany zostały uchwalone, wówczas dużo łatwiej byłoby zostać maklerem papierów wartościowych i giełd towarowych, księgowym czy brokerem przyjmującym zakłady wzajemne i w grach liczbowych. Łagodniejsze byłyby także wymagania dla biegłych rewidentów, aktuariuszy czy doradców podatkowych, a także dla urbanistów.

Debata w sejmowej komisji nadzwyczajnej trwała dziś cztery godziny. Pojawili się przedstawiciele samorządów zawodowych - notariusze, piloci wycieczek, pośrednicy w obrocie nieruchomościami i inni. Twierdzili, że deregulacja nie jest dobrą formą walki z bezrobociem, a może spowodować pogorszenie jakości usług. Ich głosy kontrowane były przez zwolenników uwolnienia zawodów. Pojawił się np. Bartłomiej Banaszak (rzecznik praw absolwenta), a także Marcin Rudziński z Fundacji Republikańskiej, byli także studenci uczelni. Entuzjaści deregulacji sądzą, że pomoże ona bezrobotnym, zwłaszcza młodym (absolwentom uczelni), którzy dzięki temu będą oceniani bardziej przez rynek i pracodawców niż przez komisje egzaminacyjne posługujące się sztywnymi wytycznymi. Założenie jest takie, że rynek - z uwagi np. na opinię konsumentów, oczekujących usług wysokiej jakości - wytworzy własne mechanizmy weryfikowania pracowników, bardziej dopasowane do realiów niż egzaminy firmowane przez państwo.

Adam Witczak