Od Poznania do Szydłowca
- Utworzono: poniedziałek, 04, luty 2013 11:46
Główny Urząd Statystyczny opublikował niedawno statystyki bezrobocia według województw, podregionów i powiatów. Liczby prezentują obraz sytuacji pod koniec grudnia ubiegłego roku i uwzględniają bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy. Zapewne utkwiła nam wszystkim w głowie wartość 13,4 proc., która kilka dni temu obiegła media - istotnie, do takiego poziomu wzrosło w grudniu bezrobocie w całej Polsce. Oznacza to niemal 2,137 mln osób pozbawionych pracy. Nie zawsze jednak pamiętamy o tym, że zarówno liczba bezrobotnych, jak i ich odsetek względem wszystkich osób zdolnych do pracy, rozkładają się na terenie Polski bardzo różnie.
Okazuje się, że jeśli brać pod uwagę powiaty, to najwyższe bezrobocie (nie po raz pierwszy zresztą) odnotowano w powiecie szydłowieckim (województwo mazowieckie, podregion radomski). Wyniosło ono aż 37,6 proc. Poziom 30 proc. został przekroczony także w okolicach Piszu (31,4 proc.), Braniewa (30,9 proc.), Nowego Dworu Gdańskiego (30,8 proc.) oraz w powiecie radomskim (30,7 proc.). Z drugiej strony, w Poznaniu (mieście) widzimy tylko 4,2 proc. bezrobotnych, w Warszawie (również jako mieście) 4,4 proc., w Sopocie 4,6 proc.
Porównajmy teraz województwa. Otóż w warmińsko-mazurskim bezrobocie sięga 21,2 proc., w zachodniopomorskim 18,1 proc., a w kujawsko-pomorskim 17,9 proc. Znacznie lepiej powodzi się Wielkopolanom (9,9 proc.), Mazowszanom (10,8 proc.) oraz Górnoślązakom (11,1 proc.). Zauważmy przy tym, że np. na Mazowszu średnią poważnie zaniża stołeczna Warszawa i kilka powiatów wokół niej (np. grodziski, grójecki, piaseczyński), podczas gdy to właśnie w województwie mazowieckim znajduje się choćby wspomniany na początku powiat szydłowiecki. Podobnie we Wrocławiu mamy tylko 5,8 proc. bezrobotnych, ale w tym samym województwie dolnośląskim mieszczą się także powiaty takie jak złotoryjski (27,1 proc.) czy lwówecki (25,6 proc.).
Oczywiście metodologie liczenia bezrobocia są bardzo różne. Kilka razy pisaliśmy już np. o tym, że np. oficjalna stopa bezrobocia w USA (obecnie 7,9 proc.) obejmuje tylko kategorię U-3 (tj. ludzi, którzy nie posiadają pracy i aktualnie jej szukają - bez tych, którzy zaprzestali szukania pracy lub pracują w niepełnym wymiarze godzin). W Polsce GUS mówi obecnie o 13,4 proc. bezrobotnych, Eurostat podaje jednak nieco niższy odsetek - 10,6 proc.
Temat moglibyśmy rozwijać jeszcze bardziej: ktoś mógłby np. przypomnieć, że w ciągu ostatnich ośmiu lat kilka milionów Polaków wyjechało na stałe za granicę, a zatem bezrobocie po roku 2004 zostało obniżone w nieco "sztuczny" sposób. Stąd też fakt, że w 2003 roku notowano nawet rekordowy poziom 20 proc., a w 2008 w niektórych miesiącach mniej niż 9 proc., niekoniecznie świadczący o rzeczywistej sile gospodarki. Do tego należałoby doliczyć bezrobotnych, którzy nie są zarejestrowani. Jednocześnie jednak trzeba mieć świadomość, że dla niektórych z nich jest to świadomy wybór (z tych czy innych przyczyn). Co więcej, wielu bezrobotnych (zarejestrowanych lub nie) mniej lub bardziej skutecznie dorabia w szarej strefie, co być może nie jest satysfakcjonujące z punktu widzenia Ministerstwa Finansów, ale umożliwia tym ludziom przeżycie, a zupełnie swoją drogą zaburza prosty ogląd sytuacji, wyłaniający się ze statystyk. Okazuje się więc, że nie tylko precyzyjne podanie liczby bezrobotnych, ale nawet dokładne zdefiniowanie tego pojęcia może stanowić niemały problem.
J. Sobal
Menu
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 5768 gości