Trzecia rocznica albo dwie Polski
- Utworzono: środa, 10, kwiecień 2013 10:00
Dziś trzecia rocznica katastrofy smoleńskiej - wydarzenia, w którym zginęło 96 osób, w tym ówczesny prezydent RP Lech Kaczyński wraz z żoną, ostatni prezydent Polski na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wielu ważnych polityków i urzędników, nie tylko z Prawa i Sprawiedliwości, jak mogłoby się czasem wydawać.
Zbędne byłoby w tym momencie rozpisywanie w punktach kolejnych chwil przed i po katastrofie, jak również wymienianie wszystkich ofiar czy szczegółowy opis całej historii śledztwa i wszystkich związanych z nim kontrowersji. Robiono to już setki, jeśli nie tysiące razy. Ważniejsza byłaby może pewna refleksja nad znaczeniem tego pamiętnego wydarzenia - nie tylko dla Polski jako państwa, ale również, a może przede wszystkim, dla społeczeństwa.
Trafnie napisał niedawno Rafał Ziemkiewicz, że reperkusje casusu smoleńskiego mocno przypominają aferę Dreyfusa, która prawie 120 lat temu wstrząsnęła Francją. Wówczas nie poszło o katastrofę, ale o zarzuty szpiegostwa i zdrady, jakie postawiono Alfredowi Dreyfusowi - oficerowi artylerii francuskiej. Afera podzieliła społeczeństwo na dobrych kilkanaście lat, doprowadzając do bardzo silnej polaryzacji pomiędzy lewicą a prawicą. Emocje rosły, Francuzi byli rozpaleni do czerwoności. Przeciwko Dreyfusowi wystąpiła niemal cała prawica, włącznie z tak znanymi postaciami jak Karol Maurras czy Maurycy Barres. Kręgi rojalistyczne i nacjonalistyczne szerzyły pogląd, iż Dreyfus zdradził Francję w dużej mierze dlatego, że był wykorzenionym Żydem bez poczucia przynależności do narodu. Kręgi lewicowe i liberalne broniły oficera, oskarżały prawicę o antysemityzm i fałszowanie dokumentów. Ostatecznie Dreyfusa zrehabilitowano w roku 1906, Najwyższy Sąd Apelacyjny uznał, że był on niewinny, a dowody przeciw niemu sprokurowano. Oczywiście byli i tacy, którzy nawet w późniejszym okresie sądzili, że "coś jest na rzeczy".
Ziemkiewicz, będąc mimo wszystko po jednej ze stron w sporze o Smoleńsk, pozwala sobie rzecz jasna na klarowną ocenę sytuacji - według niego dzisiejsze kręgi lewicowe i liberalne zachowują się w sprawie smoleńskiej nieuczciwie, tzn. tak, jak akurat we Francji zachowywała się prawica wobec Dreyfusa. Nie będziemy tu dywagować nad tym, kto ma rację, co przemawia za winą Polaków, a co za winą Rosjan i jak oceniać śledztwo. W tym momencie istotny jest raczej sam fakt, że niezależnie od ocen trzeba przyznać, iż doszło do polaryzacji społeczeństwa i powstania dwóch wyraźnych obozów. Oba operują określonymi kliszami ("lemingi", "tuskoidy", "sekta smoleńska", "mohery"), nie przebierają w słowach i środkach, izolują się od siebie.
Sytuacja jest też zbliżona do tej, którą zaobserwować można było dekadę temu w sprawie wojen w Iraku i Afganistanie: ten, kto z jakichś przyczyn krytykował pacyfistów i alter-globalistów protestujących przeciw amerykańskiej interwencji, był często automatycznie uznawany za entuzjastę Busha i jego polityki, choćby nawet się od niej dystansował; ten, kto krytykował Busha łatwo mógł zostać uznany za lewicowca i kumpla Michaela Moore'a, choćby nawet krytykował prezydenta USA z pozycji konserwatywnych. Obecnie doszło do utożsamienia przekonania o "zamachu smoleńskim" lub "winie Rosjan" z poglądami prawicowymi, a tezy o "zwykłym wypadku" - z poglądami liberalnymi i lewicowymi. To, że po obu stronach można natrafić na wyjątki, nie robi na nikim wrażenia, podstawowy podział zawłaszcza i pochłania niuanse.
J. Sobal
Menu
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 5709 gości