Jeden procent na każdym kroku
- Utworzono: poniedziałek, 22, kwiecień 2013 16:11
Kongresmen Chaka Fattah sprawia wrażenie sympatycznego poczciwca z iście polskim wąsem, choć zbieżność ta jest przypadkowa, jako że pan Fattah jest na wskroś czarnoskóry. Niech nas jednak nie zwiodą pozory - pod zachęcającym uśmiechem kryje się człowiek, który opracował jeden z bardziej kuriozalnych pomysłów uwolnienia USA od długu publicznego.
Cel, jaki postawił sobie ów przedstawiciel Partii Demokratycznej, reprezentujący drugi okręg wyborczy w Pensylwanii, jest niewątpliwie szczytny. Któż by nie chciał zrzucić z siebie brzemienia długów? Z drugiej strony, jak pokazują przykłady licznych krajów europejskich (w szczególności takich jak Portugalia, Hiszpania, Cypr czy Grecja) szarzy obywatele niekoniecznie poczuwają się do długów, które w ich imieniu zaciągnęli rozmaici oficjele rządowi tudzież bankowi. Wyobraźmy sobie teraz, że ktoś zaproponowałby taki na przykład sposób spłacenia długu: podatek w wysokości 1 procenta od każdej transakcji. Żachniemy się, rzecz jasna. Bo cóż to znaczy - od każdej? Ano, wyobraźmy sobie, że w języku angielskim definicja brzmi tak: "The term 'specified transaction' means any transaction that uses a payment instrument, including any check, cash, credit card, transfer of stock, bond, or other financial instrument". To znaczy: "termin 'określona transakcja' oznacza każdą transakcję, przy której używa się instrumentu płatniczego, w szczególności każdego czeku, gotówki, karty kredytowej, transferu akcji, obligacji lub innych instrumentów finansowych".
Powiedzmy, że przy takiej definicji ktoś postuluje uroczyście, by "niniejszym" ("hereby") nałożyć na każdą transakcję "a fee in an amount equal to 1 percent of the amount of such transaction". A zatem: opłatę równoważną jednemu procentowi wartości takiej transakcji.
Pomysł wydaje się dość nieprawdopodobny i większość z nas poczułaby się chyba tak, jak mieszkańcy dawnego Neapolu, którzy w XIX wieku co rusz musieli opłacać się szlachetnej organizacji zwanej tam "kamorrą" czy też "Pięknym Stowarzyszeniem Zreformowanym" (wieść gminna niesie, że praktyki te wciąż stanowią część tamtejszego lokalnego kolorytu). Tym niemniej dzielny kongresmen Chaka Fattah rzeczywiście coś takiego zaproponował. Zadanie zbierania tychże opłat miałoby spaść na sprzedawcę lub instytucję finansową, która obsługuje transakcję ("the fees will be collected by the seller or financial institution servicing the transaction"). Kongresmen Arthur Davenport (bo pod takimi personaliami się urodził, później jednak wraz z rodziną postanowił je zmienić na brzmiące "bardziej afrykańsko") łaskawie zezwala przy tym, by z podatku zwolnić transfery pomiędzy własnymi kontami jednostki ("any transfer between accounts of the taxpayer"), jak również wpłaty na konta osobiste ("any deposit into a personal account of an individual"). Przypomina się stary dowcip, opowiadany (w zależności od wersji) o Stalinie czy Hitlerze, a kończący się zawołaniem: "A mógł zabić!". Co prawda, o wypłatach z kont nic nie ma.
Na pocieszenie można powiedzieć, że w uzasadnieniu do projektu kongresmen Fattah zdaje się sugerować, iż jego celem miałoby być nie tyle dołożenie nowego podatku, co zamiana istniejących podatków na opłatę za każdą transakcję ("replace the income tax on individuals"). Po pierwsze, wątpliwe, by jakikolwiek rząd był tak łaskawy, by zrezygnować z jednego ze źródeł dochodu, skoro (być może) mógłby przeforsować oba. Przykładowo, o czym zapominają niektórzy apologeci zmarłej niedawno pani Thatcher, jej projekt podatku pogłównego nie miał wcale oznaczać likwidacji podatku dochodowego, a jedynie zmianę sposobu obliczania podatku lokalnego - a do tego wyszło na to, że dla większości osób poll-tax miałby być znacznie wyższy niż ten podatek, który płacili dotychczas. Po drugie, tak czy inaczej pomysł opodatkowania każdej wymiany pieniądza w dowolnej formie między dwoma obywatelami wydaje się być dogłębnie niesprawiedliwy. Niewiele miałoby to wspólnego z koncepcją podatku jako składki na wspólne cele, wiele natomiast - z haraczem, z braniem przez państwo swoistej "doli" od każdej wymiany dóbr między obywatelami. Z drugiej strony, coś podobnego można powiedzieć o koncepcji podatku dochodowego - i pod koniec pisania tego tekstu sam zaczynam mieć wątpliwości, czy w razie czego byłoby o co wojować... Przypomina się powiedzonko o wyborze między dżumą i cholerą...!
B. Garga
Menu
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 5844 gości