Szelest kartek nie robi już wrażenia?
- Utworzono: piątek, 27, wrzesień 2013 10:54
Wczoraj świat obiegła informacja, że z papierowego wydania rezygnuje dziennik "Lloyd's List". Nazwa ta w Polsce nie jest może zbyt dobrze znana, niemniej wrażenie robi fakt, że gazeta istnieje od niemal trzystu lat - przyjmuje się, że powstała w roku 1734, jakkolwiek jej korzenie sięgają końca wieku XVII. Wówczas bowiem Edward Lloyd, właściciel kawiarni Lloyd's Coffee House, zaczął wydawać dla swoich klientów tygodniową broszurę z informacjami dotyczącymi statków, handlu morskiego, sytuacji w porcie etc. Prawdopodobnie w roku 1734 gazeta ta przyjęła formę tygodnika, ostatecznie natomiast stała się dziennikiem.
Lloyd's List nie przestanie istnieć - ale przejdzie po prostu całkowicie do internetu. Już tam zresztą jest - przede wszystkim tam, albowiem ankieta przeprowadzona wśród czytelników wykazała, że tylko 25 z nich jest zainteresowanych prenumerowaniem wersji papierowej. Równocześnie 16,62 tys. osób płaci za dostęp do materiałów w wersji cyfrowej. W związku z tym ostatnie wydanie papierowe ukaże się w grudniu.
Przypadek ten wpisuje się w ogólną tendencję na rynku prasy papierowej. Większość analityków rynku, ale także redaktorów, wydawców czy po prostu czytelników jest zgodna co do tego, że prasa papierowa nie przetrwa najbliższych kilkunastu lat w obecnej formie - o ile w ogóle będzie istnieć w jakiejkolwiek postaci. Truizmem byłoby wymienianie powodów, dla których tak się dzieje, dla formalności można to jednak zrobić.
Otóż dla coraz większej grupy ludzi (zwłaszcza młodych) codziennością jest internet. Na portalach teksty mogą pojawiać się nawet co kilka minut (albo i częściej), często istnieje możliwość ich komentowania, dyskutowania z innymi użytkownikami etc. Internet jest po prostu szybszy, a więc ludzie - zwłaszcza młodzi - nie widzą powodu, dla którego mieliby sięgać po wersje papierowe.
Oczywiście można podawać pewne kontrargumenty - np. to, że gazetę można czytać np. podczas podróży pociągiem czy na ławce w parku, złożyć w pół i schować do teczki etc. Owszem, taka argumentacja miała sens jeszcze dziesięć lat temu, gdy dominowały komputery stacjonarne. Dziś absolutnym standardem są nie tylko laptopy, ale i mniejsze, poręczne urządzenia - których używanie w przestrzeni publicznej stało się czymś naturalnym. Autor tych słów przypomina sobie niedawną sytuację, gdy w przedziale pociągu PKP wśród sześciu osób była tylko jedna bez uruchomionego tableta.
Pozostaje jeszcze kwestia sentymentu do papieru, szelestu kartek, zapachu farby drukarskiej itd. Problem w tym, że młodzi ludzie często wcale nie odczuwają takiego sentymentu, a już na pewno nie są gotowi za to płacić. Tymczasem prasa papierowa, pomijając cienkie gazetki rozdawane za darmo i wypełnione głównie reklamami - jest płatna. Rzecz jasna istnieją też płatne serwisy internetowe, ale jeśli ktoś nie szuka specjalistycznych informacji, to z wszystkimi newsami ze świata może się swobodnie zapoznać za darmo. Na ekranie laptopa czy tableta.
Co konkretnego można powiedzieć o sytuacji prasy w ostatnich latach i miesiącach? Otóż budzi pewne zdziwienie, że całkiem niedawno wystartował nowy papierowy tygodnik "7 Dni Puls Tygodnia", który ma ambicję konkurować z "Angorą", tj. bazować na przedrukach z innych gazet. Wydaje się jednak, że o ile wciąż jeszcze na papierowej prasie można zarobić (nowy tygodnik zapewne na to liczy, startuje zresztą z szeroką reklamą i stutysięcznym nakładem), o tyle trudno mniemać, by było to rozwiązanie długoterminowe - np. na dekadę. Po prostu tkwimy wciąż jeszcze w okresie przejściowym, gdzie dobrze wypromowany tytuł może przyciągnąć pewną grupę ludzi.
W istocie wydaje się, że gazety papierowe walczą teraz nie tyle o czytelników nowych w tej niszy (tj. takich, którzy po raz pierwszy sięgną po ów papier) - ale o tych, którzy i tak kupują jakieś gazety papierowe. Ta grupa kurczy się i walka staje się coraz bardziej zacięta. W ostatnich latach w Polsce pojawiło się kilka prawicowych tygodników politycznych, których wzajemne tarcia są najlepszym tego przykładem. Ale zarówno "Do Rzeczy", jak i "W Sieci" bazują na przywiązaniu czytelników o określonych przekonaniach - czytelników, dla których kupno owych tytułów (zwaśnionych zresztą) to gest polityczny, a nie zwykłe "sięgnięcie po wiadomości". Zauważmy, że gdy zmieniło się kierownictwo "Uważam Rze", to jego nakład drastycznie spadł.
Jeśli dana gazeta ma mniej wyraziste oblicze, to raczej musi pogodzić się z trendem spadkowym. Można sądzić, że systematyczny spadek sprzedaży "Gazety Wyborczej" wcale niekoniecznie wynika - jak chcieliby polityczni przeciwnicy - ze znaczącej zmiany ideologicznych preferencji czytelników, ale po prostu z kryzysu papieru. "Wyborcza" mimo wszystko jest przez wielu czytelników postrzegana nie jako pismo o określonym profilu czy sympatiach politycznych - ale po prostu jako źródło newsów ze świata polityki czy gospodarki, właśnie coś do poczytania w tramwaju czy w biurze kwadrans przed pracą. Wielu uznaje jednak, że to samo można poczytać w internecie. Nic więc dziwnego, że sprzedaż "GW" spadła w czerwcu tego roku o ponad 20 proc. w skali rocznej - do 191.057 egzemplarzy, jak podawał Związek Kontroli Dystrybucji Prasy.
Sprzedaż "Rzeczpospolitej" też spadła - o 14,67 proc., tj. do 66.232 egzemplarzy. Zmniejsza się nawet sprzedaż popularnego "Faktu" (w czerwcu o 8,82 proc. r/r), bardzo podobnie (pod względem procentowym) wygląda to w przypadku "Super Expressu".
Co ciekawe, ów trwający okres przejściowy rodzi pewne paradoksy - z jednej strony, coraz trudniej zarobić (a zwłaszcza - dobrze zarobić) na sprzedaży papierowych gazet, z drugiej jednak - nie jest łatwo przekonać czytelników do płacenia za treści w sieci. Do odwiedzania portalu utrzymującego się z reklam jak najbardziej da się ich zachęcić, do wnoszenia abonamentu za możliwość czytania - niekoniecznie. Świadczą o tym próby implementacji systemu Piano Media, którego właściciele liczyli na pozyskanie 1 proc. wszystkich internautów - ale na razie nie bardzo wiadomo, ilu rzeczywiście użytkowników udało się przekonać. Jest to system płatności za teksty w internecie, opracowany przez spółkę ze Słowacji, która weszła także na nasz rynek. Rzecz polega na tym, że klient opłaca pewien miesięczny abonament, w zamian za co otrzymuje równoczesny dostęp do wszystkich płatnych artykułów, jakie publikowane są w gazetach obsługiwanych przez Piano. Zasadnicza idea jest taka, że podstawowe newsy są za darmo, a teksty bardziej wartościowe, pogłębione, szczegółowe - za pieniądze (w ramach wspomnianego abonamentu).
Oprócz dzienników mamy, jak wiadomo, także i inne papierowe gazety, w tym tygodniki i miesięczniki. Teoretycznie plusem przynajmniej niektórych (z ich własnego, ekonomicznego punktu widzenia) jest to, że mają stałych czytelników, przywiązanych do formy. Ale nawet ci czytelnicy odchodzą - o czym świadczy np. fakt, że przez ponad dwie dekady zmniejszał się systematycznie nakład takiego choćby pisma jak "Nowa Fantastyka". W dobrych czasach miewało ono nawet 200 tys. egz. nakładu (i więcej) - tymczasem najnowsze dane, na jakie można natrafić w sieci, mówią o 36 tys. nakładu i 14 tys. egz. sprzedaży. Problem w tym, że są to dane z roku 2004... Warto dodać, że niedawno padły dwa inne pisma o tematyce science-fiction - "Magazyn Fantastyczny" i "Science Fiction, Fantasy i Horror". Ich szefowie wprost przyznawali, że po prostu przegrywają z internetem, gdzie wszystkiego jest więcej - i wszystko dzieje się szybciej.
Po 67 latach od wydania pierwszego numeru z rynku wypadł miesięcznik "Film" - stało się to w tym roku, kilka miesięcy temu. Nie pomogły zmiany w redakcji, nowe twarze i pomysły, a nawet to, że - o dziwo - o 10 proc. wzrosła sprzedaż. Trzeba bowiem pamiętać, że jeśli nawet tak się stało, to i tak grupa kupujących była prawdopodobnie mała - a mała grupa po prostu nie utrzyma pisma. Wcale nie jest tak, że jego nakład można w razie czego redukować aż do kilkuset czy kilkudziesięciu egzemplarzy (by podać skrajny przykład) - poniżej pewnych granic interes po prostu się nie opłaca. Dodajmy, że w wersji papierowej nie ukazuje się już także legendarny magazyn pop-kulturowy "Machina". Czytelnicy powinni mieć zaś świadomość, że wiele poważnych pism o kulturze, teatrze czy awangardzie, wciąż jeszcze wypełniających półki w Empikach - to pisma dotowane (np. przez resort kultury).
Z papierowego wydania zrezygnował amerykański "Newsweek - stało się to już rok temu. Szwedzka "Post-och Inrikes Tidningar", istniejąca od roku 1645, przeniosła się całkowicie do świata wirtualnego już sześć lat temu. Proces nie dotyczy tylko gazet - oto z wydania papierowego zrezygnowali także wydawcy słynnej encyklopedii "Britannica". Tutaj rewolucję zapoczątkowała Wikipedia, inne encyklopedie, o ile chcą przetrwać, muszą za nią podążać.
Jeśli gazetom udaje się przeskoczyć do sieci, to i tak jest to sukces. Te, dla których strona www była tylko pewną wizytówką, a nie równoległym, dochodowym biznesem - znikają całkiem. Wszystko to może wywrzeć wpływ także na rynek papieru, który będzie musiał przystosować się do nowych realiów, w których zmniejszą się zamówienia.
Rozwój internetu zmienia także model działania mediów. Rośnie rola blogerów, internet jest bowiem bardzo egalitarny. Kiedyś publikowanie na łamach gazety oznaczało konieczność przysłania tekstu, który musiał zmieścić się w określonej objętości i zostać zaakceptowany przez redaktorów, poprawiony przez korektora etc. Dziś oczywiście część mediów internetowych, nawet darmowych, także dba o pewien poziom - ale w ostateczności bloger może zaprezentować swoje teksty gdziekolwiek, choćby na własnym, prywatnym blogu. I często okazuje się, że taki blog zdobywa sobie całkiem sporą popularność.
Czekają nas więc najprawdopodobniej nowe czasy, jeszcze bardziej dynamiczne niż obecne. I może tylko niektórych z nas najdzie za dziesięć czy dwadzieścia lat pełne zadumy wspomnienie, że w tym miejscu stał kiedyś kiosk, do którego każdego ranka zwożono stosy jeszcze ciepłych gazet, prosto z drukarni.
Adam Witczak
Menu
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 5815 gości