Japończycy dadzą pieniądze na stabilizację w Mali
- Utworzono: wtorek, 29, styczeń 2013 09:11
Władze Japonii ogłosiły, że gotowe są przeznaczyć nawet 120 mln dolarów na stabilizację sytuacji w Mali i całym regionie Sahelu. Fakt, że rząd Japonii chce się angażować w tak odległym zakątku świata, na pozór może wydawać się dziwny, ale cała rzecz staje się oczywista, gdy weźmiemy pod uwagę, że Kraj Kwitnącej Wiśni prowadzi na Saharze interesy, a w ostatnim ataku terrorystycznym na terenie Algierii zginęło aż dziesięciu Japończyków. W In Amenas doszło do prawdziwej masakry - na polu gazowym zginęło 29 porywaczy (islamskich radykałów, domagających się, by państwa Zachodu, w szczególności Francja, wycofały się z interwencji w Mali), 37 zakładników i jeden Algierczyk. Japończycy pracowali dla firmy JGC - wielkiej korporacji z siedzibą w Jokohamie.
Fumio Kishida, minister spraw zagranicznych Japonii, powiedział publicznie, że wspomniane na początku 120 mln dolarów będzie przeznaczone na wzmocnienie rządu i sił pokojowych, a także ograniczenie panującej w kraju biedy, którą państwa zachodnie uważają za pożywkę dla muzułmańskiego terroryzmu. Tymczasem w Addis Abebie (stolicy Etiopii) rozpoczyna się konferencja, której celem jest zebranie aż 460 mln dolarów dla afrykańskich sił, które są kierowane do Mali. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przekazał już rządowi w Bamako 18,4 mln dolarów, Unia Europejska przyzna mu natomiast 50 mln euro.
Na północy Mali mieszkają Tuaregowie, nieprzychylni rządowi rezydującemu w Bamako na południu kraju. Rok temu ich przywódcy powołali do życia MNLA - Narodowy Ruch Wyzwolenia Azawadu (tak nazywa się region, w którym mieszkają), domagając się niepodległości. Poparła ich formacja Ansar Dine, mająca powiązania z Al-Kaidą, a także drugie ugrupowanie islamskie o nazwie MUJAO (Ruch na Rzecz Jedności i Dżihadu w Afryce Zachodniej). Później jednak rozpoczął się spór pomiędzy MNLA a islamskimi radykałami, którzy zaczęli intensywnie wprowadzać na kontrolowanych przez siebie terenach surowe prawo szariatu.
Francja uznała, że w sytuacji, w której władzę na północy Mali przejęli w dużej mierze islamscy radykałowie, teren ten może stać się bazą wypadową dla terrorystów. Co za tym idzie, przygotowano plan interwencji. Gdy islamiści z północy ruszyli do miasta Konna, wtedy o interwencję poprosił Dioncounda Traoré, prezydent Mali. Wieczorem 11 stycznia nad miastem pojawiły się francuskie samoloty, w wyniku czego armia rządu malijskiego odzyskała kontrolę nad miastem.
B. Garga
(na ilustracji: krajobraz Mali)
Menu
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2217 gości