O pieniądzu (cz. II - problem banków i inflacji)
- Utworzono: poniedziałek, 22, październik 2012 10:55
Wędrowanie ze sztabkami złota czy nawet złotymi monetami niekoniecznie jest wygodne i może rodzić rozmaite komplikacje. By zaradzić tym problemom, powstają specjalne instytucje – magazyny, zwane bankami. Rothbard oddziela funkcję depozytową banku od kredytowej (dziś są one notorycznie mieszane czy też łączone), o tym jednak za chwilę. Na razie jesteśmy na etapie, na którym nieporęczne złoto oddajemy na przechowanie do banku, płacąc za to określoną opłatę.
W zamian otrzymujemy kwit potwierdzający, że posiadamy w magazynach pewną ilość złota (w ogólności: pieniądza). Taki banknot jest zatem – na początku – po prostu tytułem do danej ilości realnego dobra. Każdy może zgłosić się z tym dokumentem do banku, aby odebrać dobro (złoto). Tak pojęty bank nie zmienia zatem podaży pieniądza. Jest to system stuprocentowej rezerwy.
W rzeczywistości jednak nie egzystujemy w takim systemie, co nie jest żadną tajemnicą. We współczesnej gospodarce następuje tzw. kreacja pieniądza. Banki rozpoczęły w pewnym momencie (ale jeszcze w czasach, gdy kwity były wymienialne na złoto) wydawanie pokwitowań na większą ilość złota niż ta, którą faktycznie posiadają. Robią to, albowiem (w pewnej mierze słusznie) liczą na to, że nie nastąpi taka chwila, w której wszyscy klienci zażądają swoich pieniędzy (co nazywamy „runem” na banki).
De facto oznacza to w konsekwencji pomieszanie funkcji kredytowej i depozytowej, a więc pewną prawną niemożliwość: klient, składający do banku np. miesięczną pensję, jest przekonany, że posiada złożony w nim depozyt, ale po drugiej stronie mamy drugiego klienta, który bierze z banku kredyt – i rości sobie prawa do tego samego depozytu. Ale nie to jest największym problemem. Groźniejsza jest inflacja, a więc „każde takie zwiększenie podaży pieniądza w gospodarce, które nie polega na zwiększeniu ilości kruszcu pieniężnego” (definicja Rothbarda, zresztą synonimem inflacji jest dla niego także „fałszowanie pieniądza”). To oddziałuje na całą gospodarkę, nie jest więc – jak mogłoby się wydawać – jedynie kwestią umowy pomiędzy bankiem a jego klientami (którzy mogliby się zgodzić na tego rodzaju transakcję).
Dlaczego inflacja jest szkodliwa dla gospodarki? Przede wszystkim dlatego, że nowy pieniądz nie trafia w jednakowym czasie do wszystkich sektorów gospodarki. Rothbard wyjaśnia to na przykładzie grupy fałszerzy, którzy wprowadzają do obiegu fałszywe „uncje” złota. Tam, gdzie rozpoczną oni wydawanie tych pseudo-pieniędzy i kupowanie dóbr, nagle wzrosną obroty (polski ekonomista Adam Heydel określał miraże inflacyjnego dobrobytu mianem „słodkiego haszyszu inflacji”). Ceny towarów oczywiście rosną, ale zyskują na tym tylko fałszerze i ci sprzedawcy, do których nowy pieniądz trafi najszybciej. Podwyżka cen wyprzedza natomiast wzrost dochodów aktorów z dalszych sektorów gospodarki czy nawet z dalszych części kraju. Skutki inflacji odczuwają zwłaszcza ci, którzy zawarli umowy (ubezpieczeniowe, emerytalne itd.) przed inflacyjną podwyżką cen. To nie wszystko: otóż przedsiębiorcy napotykają mnóstwo fałszywych sygnałów, nie są bowiem w stanie rozpoznać w pełni, co jest trwałą, a co przejściową podwyżką ceny i z czego ona wynika. Rothbard pisze, że „inflacja karze gospodarność, a nagradza życie na kredyt”.
Istnieje jeszcze problem ogólniejszy i długotrwały – a mianowicie cykl koniunkturalny. Otóż dodatkowa ilość (fałszywego) pieniądza w gospodarce, wyemitowana np. przez bank centralny i skierowana do banków, powoduje, że banki pożyczają go przedsiębiorcom. Prawdziwy kredyt powstaje natomiast z faktycznych oszczędności – jedna osoba godzi się zahamować swoją konsumpcję, by umożliwić innej skorzystanie ze swoich środków pieniężnych, za co ma być wynagrodzona w przyszłości procentem. Przedsiębiorcy dokonują wielu inwestycji, sądząc, że autentycznie istnieje popyt na nie, pieniądza jest dużo i wszystko się zwróci. Ryzykują bardziej, niż powinni. Później jednak okazuje się, że był to tylko boom, chwilowa euforia (oczywiście niekiedy może ona trwać nawet kilka lat), a rynek zaczyna redukować błędne inwestycje (oczywiście ta teoria cyklu koniunkturalnego jest znacznie bardziej złożona, tu pozwoliliśmy sobie ledwie na jej skromny szkic).
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2369 gości