• WIG
  • WIG20
  • WIG30
  • mWIG40
  • WIG50
  • WIG250
WALUTY
WSKAŹNIKI MAKRO
SymbolWartość
Inflacja CPI16.6%
Bezrobocie5.0%
PKB1.4%
Stopa ref.5.75%
WIBOR3M5.86%
logo sponsora
GIEŁDY - ŚWIAT
INDEKSY - POLSKA
TOWARY

Reklama AEC

Państwo jak szczęśliwa rodzina?

Idee polityczne czy sposoby myślenia o gospodarce i społeczeństwo standardowo dzielimy według prostych kryteriów. Zazwyczaj wyobrażamy sobie, że rozmaite doktryny rozmieszczone są na odcinku, którego końcami są wykluczające się skrajności. Jest więc „lewica” i „prawica”, są „konserwatyści” i „progresiści” (zwolennicy postępu), „socjaliści” i „liberałowie” etc. A jednak już dawno zauważono, że sytuacja często jest znacznie bardziej skomplikowana – w określonych sytuacjach, okolicznościach czy miejscach pozornie wykluczające się, skrajnie odmienne środowiska mogą nieoczekiwanie spotykać się na wspólnym gruncie, nawet jeśli same niechętnie o tym mówią.

Z wolnym rynkiem, decentralizacją, wolnością osobistą i państwem ograniczonym w swoich kompetencjach zwyczajowo wiążemy myśl liberalną. Z kolei państwo pojęte jako opiekun, troszczący się o obywateli, kojarzy się nam albo z socjalizmem czy jakąś formą socjaldemokracji, albo z pewnymi formami konserwatyzmu – ale w obu przypadkach uważamy, że przed taką koncepcją państwa ustąpić musi wolność. Kiedy narzekamy na wysokie podatki, biurokrację i nieżyciowe przepisy, występujemy z pozycji wolnych obywateli, powołujących się na swoje prawa – pisane lub naturalne. Ktoś, kto zasugerowałby nam, że powinniśmy być poddanymi króla, a nie suwerennymi obywatelami w demokratycznym państwie, potraktowany zostałby po pierwsze jako dziwak (być może nieszkodliwy), a po drugie jako osoba nie szanująca wolności i własności.

Idee jednak kroczą swoimi ścieżkami i niekiedy do tych samych wniosków dochodzi się w zupełnie odmienny sposób. Wymownym tego świadectwem jest postać szwajcarskiego myśliciela Carla Ludwiga von Hallera, żyjącego w latach 1768 – 1854. Pochodził on z kalwińskiego Berna (jako dojrzały człowiek przeszedł na katolicyzm), zaś w roku 1820 zasłynął monumentalną, liczącą ponad 600 stron książką o nieco pretensjonalnym tytule „Restauration der Staats-Wissenschaft oder Theorie des natürlich-geselligen Zustands der Chimäre des künstlich-bürgerlichen entgegengesezt”. Oznacza to tyle co „Restauracja nauki o państwie albo teoria naturalnego porządku społecznego w opozycji do chimery sztucznego państwa burżuazyjnego”.

Na pozór tezy von Hallera i cele, jakie sobie stawiał, są dla współczesnego czytelnika odstręczające. Oto bowiem wychodzi on z założenia, że ludzie nie są równi, naturalny porządek rzeczy wymaga, by silni rządzili słabszymi, władza pochodzi od Boga (a nie od ludu), państwem powinien rządzić król, a zależność między nim a ludźmi powinna być zależnością pomiędzy panem a sługą, względnie – ojcem a dziećmi. Ten ultra-reakcyjny program otwarcie podważał wszystkie zdobycze Rewolucji Francuskiej czy amerykańskiej wojny o niepodległość, czym zresztą von Haller się szczycił. Myśl liberalna napawała go odrazą, ewentualnie wzbudzała w nim pusty śmiech. Człowiek przecież od samego urodzenia związany jest rozmaitymi zależnościami, ograniczony przez innych i słuchający się ich – jakże można więc mówić, iż jest wolny?

Czytelnik żachnie się teraz i wyobrazi sobie swój żywot w państwie idealnym von Hallera: rolę pańszczyźnianego chłopa, poniewieranego i gnębionego daninami, nie posiadającego żadnych praw, będącego igraszką w rękach srogiego tyrana. Czemuż miałby służyć taki „porządek”? Okazuje się jednak, że wcale nie tak miałby on wyglądać. Oto von Haller, wychodząc z opisanych powyżej założeń, dochodzi do zaskakujących rezultatów. Przykładowo, jego rozumowanie w kwestii podatków przebiega (w uproszczeniu) następująco: władza króla nie pochodzi od ludu, ale jest dana z góry, jest władzą z upoważnienia boskiego; jeśli jednak król nakłada na poddanych przymusowe podatki, ci dochodzą do wniosku, że w pewien sposób partycypują we władzy, że to panujący jest na ich łasce; ale sytuacja, w której to słudzy utrzymują swego pana jest absurdem – z perspektywy pana to nieuczciwość (wszak to on winien utrzymywać służących), w poddanych zaś rodzi to pychę, której skutkiem może być nawet krwawa rewolucja i zniszczenie porządku. Wniosek jest więc taki, że przymusowe podatki nie powinny funkcjonować, a dochody władcy powinni pochodzić z jego prywatnego majątku, np. z królewszczyzn. Z tych funduszy miałby on utrzymywać dwór, wojsko, podstawową administrację i policję.  

Autor ten wyobrażał sobie, jak wspomnieliśmy, że państwo winno być swego rodzaju rodziną, na której czele stoi dobry król. Król ten jednak nie miałby prawa ingerencji w życie i własność poddanych. Na pierwszy rzut oka wydaje się to nam oczywiste, przecież nam także przysługują rozmaite prawa, w tym także do własności. A jednak naturalne wydaje się nam, że państwo na różne sposoby ingeruje w to, jak wydatkujemy pieniądze (nakładając np. podatki) albo też, co możemy uczynić z własnością. Carl von Haller jest za to konsekwentny – poszanowanie własności to dla niego po prostu… poszanowanie własności. Nie trzeba też mówić, że był przeciwnikiem przymusowego poboru do wojska czy rozrostu biurokracji. Mało tego, za stosowanie tego typu praktyk krytykował nie kogo innego, jak właśnie królów XVII i XVIII wieku, to znaczy absolutystów. W gruncie rzeczy sądził, że nieuczciwe postępowanie tych władców ugruntowało późniejsze krwawe rewolucje: jeśli najpierw doradcy królów przekonywali naród, że powinien ponosić ciężary królewskich długów, ponieważ chodzi tu o „majątek całego narodu”, to później naród potraktował to poważnie i wyciągnął logiczne wnioski, upominając się o ów majątek.

Jak wyglądałoby idealne państwo von Hallera? Wydaje się, że byłaby to stosunkowo mała wspólnota, w której wszystko oparte byłoby na dobrowolnych umowach poddanych z suwerenem (księciem czy też królem). Adam Wielomski, autor jednego z nielicznych polskich opracowań na temat myśli von Hallera, opisuje to następująco: W państwie Hallera nie ma nawet jednego metra kwadratowego, o którym można by powiedzieć, że należy do państwa; wszystko jest własnością prywatną króla lub jego poddanych. Skoro zaś król sprawuje władzę tylko i wyłącznie na mocy tego, że jest największym proprietariuszem w państwie, to nie ma najmniejszego powodu ażeby inni płacili na niego podatki, skoro państwo, czy konkretniej, królewszczyzny, są jego osobistą własnością. Poddani mogą być rzecz jasna zobowiązani do pewnych opłat, ale nie na mocy prawa państwowego, ale prywatnego, o ile są związani jakimiś umowami z monarchą jako osobą, która zapewnia im opiekę lub wyświadcza inne przysługi”.

Wizja von Hallera była w gruncie rzeczy optymistyczna. Chciał, w uproszczeniu, by ludzie zachowywali się w stosunku do siebie prawidłowo, by królowie pełnili rolę dobrych opiekunów i prawodawców, zaś poddani wypełniali swoje obowiązki, zresztą nie tak znów liczne i raczej mało uciążliwe. Ryszard Skarżyński, autor innego opracowania nt. myśli Hallera, podsumowuje to tak: „Wszystko to jest realne [według Hallera – przyp. red.] w wyniku akceptacji i przestrzegania przykazań boskich oraz zasad moralnych, obowiązujących w społeczeństwie. Dlatego myśliciel ten uważał, iż monarcha sprawuje władzę wyłącznie na obszarze mu przypadającym i nie może rozporządzać np. życiem i własnością swoich poddanych. W ten sposób każdy dysponuje pewną sferą wolności”.

Jacek Bartyzel dodaje do tego: "Ponieważ jednak realizm nakazywał Hallerowi liczyć się z faktem, że na utrzymanie współczesnego państwa nie wystarczą środki i metody, które mogły zadowolić potrzeby monarchy wczesnośredniowiecznego, zaproponował on oryginalny sposób wymuszenia na poddanych, formalnie wciąż dobrowolnych świadczeń. Miało nim być zarówno publiczne ogłaszanie nazwisk uchylających się, jako "wrogów króla", jak uciążliwe dla ich życia prywatnego pozbawienie ich prawa korzystania z opieki królewskiej administracji, policji, sądownictwa, poczty i innych niezbędnych usług - nawet prawa chodzenia po królewskich drogach i chodnikach. Pozostaje im zatem "czysty" wybór: albo żyć pod opieką suwerena i partycypować w kosztach utrzymania państwa, albo żyć poza społeczeństwem jako wolny, lecz pozbawiony jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa, "idiota" (samotny)".

Tak jak wspomnieliśmy na początku – pozornie paradoksalna jest różnica pomiędzy założeniami z jakich von Haller wychodzi, a wnioskami, do których dochodzi. Co ciekawe, okazuje się, że „nie taki diabeł straszny” – myśl pozornie sankcjonująca tyranię i to, co potocznie nazwalibyśmy „zamordyzmem”, okazuje się być fundamentem dla państwa daleko lżejszego, tańszego i mniejszego niż obecne. Pytanie tylko, czy cokolwiek z tego dałoby się kiedykolwiek zrealizować? Cóż, książka von Hallera niestety musi pozostać raczej w sferze utopijnych traktatów o niedoścignionym ideale. Ale zawsze można przecież porównywać z tym ideałem to, do czego rzeczywiście doszliśmy – i na tej podstawie dokonywać oceny…

 

J. Sobal

  • Popularne
  • Ostatnio dodane

Kontakt z redakcją

 

 

 

Nasze Portale

         
 

 

   Multum Ofert znanywet.pl
  • Wzrosty
  • Debiuty
  • Spadki
  • Obroty
Walor Cena Zmiana



 

 

 

 

 

 

 

Walor Cena Zmiana



Walor Cena Zmiana Obroty (*)
(*) wartości w tys. zł.


Popularne artykuły

Nasza witryna używa plików cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Zobacz naszą politykę prywatności

Zobacz dyrektywę parlamentu europejskiego

Zezwoliłeś na zapisywanie plików cookies na tym komputerze