Kryzys ciężki, ale zbawienny?
- Utworzono: czwartek, 07, marzec 2013 15:00
Słynny Wielki Kryzys przełomu lat 20-tych i 30-tych, którego początek datuje się na dzień 24 października 1929 roku, najczęściej przedstawia się jako dowód na nieefektywność i niestabilność wolnego rynku tudzież ówczesnego „kapitalizmu”, który chętnie przy tym określa się jako „dziki”, „wilczy” czy też „nieskrępowany”.
Owa „dzikość” miałaby polegać na braku dostatecznych państwowych regulacji, braku pomocy społecznej dla najuboższych itd. Lekarstwem na te nadużycia i niedoskonałości stało się natomiast – w powszechnie przyjmowanej wersji wydarzeń – przejście do systemu interwencjonizmu państwowego, wprowadzenie robót publicznych i zasad protekcjonizmu gospodarczego, wreszcie stopniowa rezygnacja z pieniądza kruszcowego (vide konfiskata prywatnego złota przez administrację prezydenta Franklina Delano Roosevelta).
Tak wygląda to w lwiej części oficjalnej historiografii. Pół biedy, gdyby każdy, kto powtarza tę wersję, potrafił ją uzasadnić, choćby i błędnie. Znacznie gorsze jest to, że powtarza się ją bezrefleksyjnie – robią to nie tylko „szarzy ludzie” (laicy), ale także dziennikarze, politycy, a nawet ekonomiści. „Wielki kryzys pokazał, że wolny rynek nie działa” – najczęściej za takim stwierdzeniem nic się nie kryje, poza – być może – „no, wszyscy to wiedzą”.
Samo to, czy lata 20-te były czasem rzekomego „nieskrępowanego wolnego rynku” jest dyskusyjne. W 1913 roku w USA wprowadzono podatek dochodowy (a także powołano bank centralny), państwa od dawna stosowały cła do ochrony swoich interesów (czy raczej do ochrony uprzywilejowanych przedsiębiorców), system bankowy oparty był na rezerwie cząstkowej (a nie na stuprocentowym pokryciu).
Mało tego: same fundamenty systemu można podważyć, co zrobił choćby Kevin Carson w swojej „Ekonomii politycznej mutualizmu”, wykazując, że najpierw w XVII wieku angielska arystokracja wraz z bogatym mieszczaństwem doprowadziła do deklasacji ubogich chłopów (zabierając im wspólne pastwiska), później tępiła włóczęgostwo, aż wreszcie w wieku XIX wieku zaoferowała biedocie pracę w fabrykach. To oczywiście uproszczony obraz, ale w pewien sposób pokazuje proces tworzenia się wielkich monopoli – proces, który często nie wiązał się z wolnorynkowymi zasadami równego startu, ale raczej z wcześniejszymi koneksjami czy przywilejami.
W przypadku Wielkiego Kryzysu istotne jest jednak co innego. Otóż, jak celnie wykazywali np. Murray Rothbard czy Lionel Robbins, bardzo ważną przyczyną depresji była niekontrolowana ekspansja kredytowa lat 20-tych. Innymi słowy: był to przykład cyklu koniunkturalnego wywołanego wprowadzaniem do gospodarki papierowych pieniędzy, za które realizowano nowe inwestycje – ale pieniądze nie pochodziły z autentycznych oszczędności, a przez to ich ilość nie odzwierciedlała faktycznego zapotrzebowania rynku. Jak opisuje to, powołując się na ekonomistę Lionela Robbinsa, polski publicysta Tomasz Gabiś: Utrzymywanie niskich stóp dyskontowych, zakup obligacji rządowych na otwartym rynku przez bank centralny, obniżanie obowiązkowych rezerw bankowych i inne instrumenty finansowe służyły polityce „taniego kredytu”. (…) „Tani kredyt” wlał się do branż produkujących dobra kapitałowe (inwestycyjne”.
Tak było w USA, ale także w innych krajach. Sposób, w jaki się to dokonywało, poprzez banki i bank centralny, powodował, że udało się uniknąć bezpośredniej inflacji, takiej jak np. w Niemczech okresu weimarskiego. Tym niemniej przedsiębiorcy otrzymywali fałszywe sygnały. Owszem, rozwijali swoje firmy, ale nie wiedzieli, że niekoniecznie znajdą się klienci na produkty i towary. Był to klasyczny przykład boomu inwestycyjnego, który w pewnym momencie musiał się skończyć, był bowiem zbudowany na piasku. Cytując raz jeszcze Gabisia: „W USA, pomiędzy czerwcem 1921 roku a czerwcem 1929 – podaż pieniądza (kredytu) wzrosła o 61,7%. Trwająca dekadę inflacyjna ekspansja kredytowa napędzana przez interwencję rządu i banku centralnego kończy się krachem na rynku akcji i długotrwałą depresją gospodarczą, w trakcie której upadają błędne inwestycje.”
Całą sprawę opisał szczegółowo Murray Rothbard w swojej pracy „Wielki Kryzys w Ameryce”, wydanej po raz pierwszy w roku 1963. Obecnie jest ona, staraniem Instytutu Misesa, dostępna w języku polskim – także jako darmowy e-book. Rothbard pisze tam m.in.: „Co się dzieje, kiedy banki drukują nowe pieniądze (banknoty lub depozyty bankowe) i pożyczają je biznesmenom? Nowy pieniądz zalewa rynek kredytowy, powodując obniżenie stopy procentowej kredytów. Powstaje wrażenie, że wzrosła podaż zaoszczędzonych funduszy, które można wykorzystać na inwestycje (…). Przedsiębiorcy – wprowadzeni w błąd przez bankową inflację – zaczynają wierzyć, że podaż zaoszczędzonych funduszy jest większa niż w rzeczywistości”.
Zmienia się (wydłuża) struktura produkcji – podejmuje się bardziej ryzykowne inwestycje, rosną ceny dóbr kapitałowych. Tymczasem nie nastąpił wzrost preferencji czasowej, a zatem „wkrótce nowy pieniądz zaczyna przeciekać od pożyczkobiorców do czynników produkcji, przyjmując postać płac, zysku i procentu. Teraz, o ile nie zmienią się preferencje czasowe – a nie ma powodu, żeby tak się stało – ludzie zaczną wydawać swoje wyższe dochody na konsumpcję i inwestycje w starych proporcjach”.
Według Rothbarda najlepszym sposobem na wyjście z kryzysu jest… nie robić nic szczególnego. Stało się, mleko się rozlało, zamki z piasku rozsypały się, dłuższe ich podtrzymywanie nie jest ani opłacalne, ani sprawiedliwe: „>>Depresja<< to w istocie proces dostosowywania się gospodarki do marnotrawstwa i błędów charakteryzujących okres boomu oraz przywracania sytuacji, w której pragnienia konsumentów są dobrze zaspokajane. Proces dostosowawczy polega na szybkiej likwidacji błędnych inwestycji”.
Adam Witczak
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 5136 gości