Kiedy debiut można uznać za udany?
- Utworzono: środa, 17, październik 2012 14:21
Alternatywny Rynek Obrotu NewConnect powszechnie uchodzi za wielką szansę dla przedsiębiorstw, które są jeszcze zbyt małe czy też zbyt słabo rozwinięte, by zadebiutować na głównym rynku GPW.
Wejście na „dużą giełdę” przekracza możliwości finansowe takich firm, utrudnieniem często są też dla nich określone regulacje prawne. Z tego powodu przejście spółki z NewConnect na rynek regulowany uważane jest powszechnie za wyraźny krok naprzód i dobry sygnał. Zanim jednak do tego dojdzie (jeśli w ogóle), trzeba wpierw znaleźć się i przetrwać na rynku alternatywnym.
To prawda, że wejście na NewConnect dla niejednego przedsiębiorstwa okazało się przyszłościową inwestycją i przepustką do dalszego rozwoju. Prawdą jest jednak również to, że NewConnect obfituje w firmy, które miały wielkie ambicje, a jednak z roku na rok ponoszą straty i tracą zaufanie inwestorów. Z pewnością wiele zależy od debiutu spółki – od tego, jak przedstawi swoje perspektywy i zamierzenia, czy zrobi dobre wrażenie, czy wypadnie wiarygodnie.
Podczas debiutu może zdarzyć się wszystko: historia rynku NewConnect zna przypadki firm, których akcje wzrosły nawet o 75% (PlayMakers S.A.) i takich, które od razu odnotowały spadek o 63% (Infinity S.A.). Udany debiut to na pewno sukces, który warto wykorzystać, ale to nie zawsze się udaje, o czym przekonamy się na przykładach w dalszej części artykułu.
Magnesem często stosowanym przez firmy jest przynależność spółki do branży nowych technologii, choć oczywiście w Alternatywnym Systemie Obrotu funkcjonuje wiele firm zajmujących się bardzo „klasycznymi” rzeczami – np. produkcją i sprzedażą piwa, cementu czy mebli. Z drugiej strony obracanie się w obszarze „technologii IT”, „e-commerce” czy „rynku urządzeń mobilnych” wcale niekoniecznie przekłada się na sukces. Pamiętajmy też, że udany debiut, choć świadczy o tym, że inwestorzy uwierzyli w prognozy zarządu firmy, tak naprawdę nie daje 100%-owej gwarancji przyszłych zysków. Zdarza się bowiem, że prezesi zawyżają prognozy i pochopnie oceniają możliwości swoich firm. 13 września 2010 roku na rynku zadebiutowała firma Dr Kendy. Cena jej akcji wzrosła w czasie debiutu o 15% (z 1 zł do 1,15 zł). Nie przełożyło się to jednak na sukcesy firmy. W dokumencie informacyjnym Dr Kendy prognozował przychody ze sprzedaży na poziomie 300tys. zł i zysk netto 100 tys. zł. W raporcie za rok 2011 wykazano co prawda 397 tys. zł przychodów, ale… 1,2 tys. zł zysku. Poziom realizacji prognozy: 1,2%. Do tego w pierwszym kwartale 2012 roku przychód firmy był 8 razy mniejszy niż w tym samym okresie rok wcześniej. Strata wzrosła 3,5 tys. zł w I kw. 2010 do 52 tys. zł. Nic więc dziwnego, że firma planuje całkowitą zmianę profilu działalności.
Z całą pewnością firma wchodząca na NewConnect powinna bardzo skrupulatnie ocenić zarówno swoje możliwości finansowe, jak i sytuację w branży. Wielu kusi powszechnie panujący pogląd, że NewConnect jest tańszy i „prostszy” od rynku regulowanego. To oczywiście prawda, ale nie oznacza to, że koszty redukują się do zera. To prawda, chcemy pozyskać kapitał, ale wpierw musimy wyemitować akcje, a także utrzymać się na rynku. Nie wolno zatem grać va banque, stawiając wszystko na jedną kartę. Inaczej mówiąc, trzeba posiadać środki umożliwiające pokrycie stałych kosztów funkcjonowania w ASO.
Debiut na NewConnect nie może być więc jakimś aktem desperacji, wręcz przeciwnie – powinien być raczej potwierdzeniem dobrej kondycji firmy, a przynajmniej jej dobrych perspektyw. Nie ma sensu obiecywać inwestorom przysłowiowych gruszek na wierzbie, uciekając od trudnych pytań.
Jedną z naczelnych idei rynku NewConnect jest promowanie tzw. start-upów, a więc spółek rozpoczynających działalność, których siłą jest nowatorski i oryginalny pomysł na biznes. Na parkiecie notowane są jednak także firmy funkcjonujące od lat (wcześniej np. jako spółki z.o.o.) i legitymujące się rozpoznawalną marką oraz pozytywnymi wynikami finansowymi. Nie da się ukryć, że takim przedsiębiorstwom często łatwiej jest zdobyć zaufanie inwestorów. Przykładem może być tu np. browar Gontyniec, który na NewConnect wszedł kilka dni temu. Piwa takie jak „Gniewosz” czy „Noteckie” są dobrze znane zarówno miłośnikom chmielowego trunku, jak i osobom, które po prostu od czasu do czasu „bywają w sklepie”. Dzięki temu prezes firmy mógł podczas debiutu otwarcie powiedzieć, że zapotrzebowanie rynku nie tylko nie jest mniejsze od produkcji, ale nawet ją przerasta, a firma wypracowała w minionym roku blisko 2 mln zł zysku. Akcje poszły w górę o 5%. Nie jest to oczywiście rekord, ale ważne, że wynik jest zdecydowanie dodatni.
Trudniej będzie firmom, które traktują NewConnect jako pierwsze i podstawowe narzędzie rozwoju. Początkujący biznesmeni (a zwłaszcza ci młodzi wiekiem) powinni dużą uwagę zwrócić na to, kto będzie ich autoryzowanym doradcą. Jak wiadomo, autoryzowany doradca to firma, które pomaga spółce akcyjnej, mającej ambicję zadebiutowania na NewConnect, w opracowaniu niezbędnych dokumentów, a także (przez pierwszy rok działalności) w funkcjonowaniu na rynku. Warto zatem dokładnie przeanalizować kompetencje podmiotów świadczących tę usługę. Istotne są przede wszystkim kompetencje pracowników. Przez kompetencje należy rozumieć zarówno aspekt formalny (wykształcenie, certyfikaty etc.), jak i faktyczne doświadczenie w branży. Jeśli np. okaże się, że rzekomy „ekspert” posiada wiedzę mniejszą od naszej własnej i myli podstawowe pojęcia, to nie warto nawiązywać współpracy z nim.
Prześledzenie losów firm, które dany autoryzowany doradca wprowadził na rynek, też ma pewne znaczenie, ale nie decydujące. Pamiętajmy bowiem, że główny ciężar odpowiedzialności za prowadzenie interesów spółki spoczywa na jej zarządzie. Poza tym opieka autoryzowanego doradcy po pewnym czasie się kończy i wówczas nie ma sensu obwinianie jej za stan wprowadzonej firmy.
Istotna jest też „techniczna” strona debiutu, to znaczy nasz PR. Jako przedsiębiorcy musimy wypaść wiarygodnie. Oczywiście, duże znaczenie mają dokumenty i zawarte w nich liczby, ale nie zapominajmy także o prezencji i komunikatywności – o tym, że musimy sami wierzyć w swoje słowa, a także pokazać, że znamy naszą branżę i mamy wysokie ambicje. Ale uwaga: dobrej prezentacji nie należy mylić z rzucaniem obietnic wziętych z księżyca.
Na koniec warto raz jeszcze przypomnieć o tym, że debiut nie przesądza o całej przyszłości spółki. Kurs akcji firmy Cerabud S.A. wzrósł na otwarciu (w grudniu 2009) o 30%. Prawa do akcji Victoria AOC S.A. i Positive Advisory S.A. też podrożały podczas debiutu (co prawda o mniej niż 2%). Co łączy te trzy spółki? No cóż, poważne kłopoty finansowe i fakt, że zostały w ostatnim czasie upomniane przez zarząd GPW za niedopełnienie istotnych formalności. W przypadku Cerabudu doszło do tego 5000 zł kary. Jak widać, dobry początek nie musi mieć pełnego przełożenia na dalsze losy firmy.
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2485 gości