Samuraje idą na wojnę, a Niemcy… do pracy
- Utworzono: poniedziałek, 28, styczeń 2013 16:24
Wtorkowa decyzja Banku Japonii o określeniu celu inflacyjnego na poziomie 2 procent nie wywołała wielkich rynkowych emocji, bo takie zmiany w japońskim podejściu do gospodarki były szeroko oczekiwane. Jednak daleki od przypadku jest fakt, że na japońskim rynku kończy się właśnie 11 tydzień giełdowych wzrostów, a takiej serii zwyżek Japończycy nie widzieli od… 40 lat. Skąd taka radość na azjatyckim parkiecie?
Wtorkowa decyzja nie była zaskakująca, ani jednomyślna, bo trzech członków Banku Japonii zgłosiło do niej sprzeciw, ale co ważniejsze była jednogłosem bankowo-rządowym. Nowe władze Japonii mocno naciskają na drukowanie jenów i na osłabienie swojej waluty, aby pobudzać eksport. I niezależność Banku Centralnego staje się coraz bardziej wątpliwa skoro do końca 2013 roku dodrukuje trochę ponad 100 bilionów jenów (w przybliżeniu 1 bilion dolarów), a jeżeli w tym czasie sytuacja się nie poprawki to od 2014 roku drukarka nie będzie miała żadnych ograniczeń. Masowy dodruk swojej waluty w 2011 roku praktykował FED, w 2012 Europejski Bank Centralny i Bank Szwajcarii, a teraz na wojnę walutową wyruszają samuraje ze swoimi jenami. Pierwsze efekty już widać, bo kurs USD/JPY jest najwyżej (a więc jen jest najsłabszy) od 3 lat.
Sytuacja japońskiej gospodarki jest ważna, ale z lokalnego punktu widzenia nawet największe tamtejsze stimulusy nie sprawią, że Polska wyjdzie ze swoich ekonomicznych tarapatów. Mamy silnie spadającą produkcję przemysłową, a ostatnie wskazania sprzedaży detalicznej są najgorsze w dekadzie. Martwi szczególnie to, że konsumpcja spadła w grudniu, czyli wtedy kiedy z założenia kupujemy najwięcej. Na szczęście na razie nie ma powodów do paniki, bo możemy dostać silne wspomaganie z niemieckiej gospodarki, z której napływają same dobre informacje. Indeksy przyszłej koniunktury (PMI) w produkcji zbliżają się do 50 pkt. i sugerują wzrosty, a wskazania niemieckich producentów i eksporterów zebrane w indeksie IFO wręcz pokazują, że Niemcy najdalej w drugim kwartale znajdą się w boomie gospodarczym. To dobra informacja dla Polski, bo jesteśmy na tyle mocno związani z Niemcami, że również w naszym kraju to odbicie będzie musiało się pojawić. Zatem z gospodarczego punktu widzenia można być dość spokojnym o przyszłość, ale zachodnie rynki zdają się już dyskontować ten scenariusz. Sygnałem ostrzegawczym dla inwestorów jest skokowo rosnący Indeks ZEW opisujący nastroje analityków i inwestorów w Niemczech. Jego ostatni euforyczny wystrzał z 6 na 31,5 pkt. pokazał, że liczba optymistów co do rynkowej przyszłości w ciągu ostatnich 3-4 miesięcy osiągnęła dynamikę ostatnio widzianą w marcu i kwietniu ubiegłego roku. Wtedy był to idealny czas na powolne akumulowanie akcji przez kilka miesięcy, ale nie na silne i jednoznaczne zakupy. Na te zawsze jest czas kiedy nikt we wzrosty nie wierzy.
Paweł Cymcyk
Manager Komunikacji Inwestycyjnej
ING TFI
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2344 gości