Przebudzenie Afryki
- Utworzono: piątek, 22, marzec 2013 16:20
Afryka zajmuje około jednej piątej lądowej powierzchni Ziemi. Mieszka tu ponad miliard ludzi, a na mapie politycznej wyróżnić można 54 niepodległe państwa (gwoli ścisłości, znajdują się tu też terytoria zależne, państwa nieuznawane na arenie międzynarodowej oraz obszary uważane za integralną część niektórych państw spoza Afryki – mianowicie Hiszpanii, Jemenu i Portugalii).
Ten wielki kontynent najczęściej kojarzy się nam z wojnami, biedą, głodem, chorobami, prymitywnym rolnictwem, rewolucjami, przestępczością i „dzikimi” plemionami. Istnieje też inny obraz Afryki, rodem z popularnych filmów przyrodniczych i etnograficznych: sawanny, dżungle, parki narodowe Ruwenzori i Kalahari, antylopy i lwy, miłośnicy safari w samochodach terenowych, a wokół uśmiechnięci, czarnoskórzy ludzie żyjący w zgodzie z naturą w chatkach z trzciny.
Obie te wizje są jednostronne i wycinkowe, nie uwzględniają całej złożoności tego ogromnego obszaru. O ile jednak zdajemy sobie sprawę, że prezentowane na filmach przyrodniczych piękne krajobrazy to swego rodzaju enklawy spokoju, uchwycone w odpowiednim czasie, o tyle obraz Afryki jako głodującego kontynentu nieszczęścia wydaje się nam realistyczny i zgodny z prawdą. To jednak także tylko stereotyp.
- Afryka była i nadal jest najdynamiczniej rozwijającym się kontynentem naszego globu. W ciągu ostatniej dekady sześć na dziesięć najszybciej rozwijających państw znajdowało się w Afryce – mówi Wojciech Tycholiz z Polskiego Centrum Studiów Afrykanistycznych. – Według prognoz IMF, w ciągu najbliższych 5 lat, aż 11 na 20 najszybciej rozwijających się gospodarek świata będzie właśnie z Afryki. Wśród liderów wzrostu na pewno należy wymienić Ghanę, Tanzanię, Mozambik, Rwandę, Kenię czy Wybrzeże Kości Słoniowej.
Oczywiście wysokie, kilku- i kilkunastoprocentowe wzrosty roczne PKB w tych krajach (wciąż przecież ubogich) wynikają w dużej mierze z niskiego pułapu, z jakiego startują. W wielu z nich do niedawna brakowało zupełnie podstawowej infrastruktury, stąd dynamikę PKB napędza choćby budowa dróg, mostów, studni, pierwszych fabryk etc. – W przypadku np. Angoli czy Etiopii długotrwałe konflikty uniemożliwiały rozwój we wcześniejszych latach, po ustabilizowaniu sytuacji nastąpiła więc "rozwojowa eksplozja" – mówi dr Wiesław Lizak z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. – Duże znaczenie miała też zapewne liberalizacja mechanizmów gospodarczych. Angola, Etiopia czy Tanzania to były gospodarki nieliberalne końca lat zimnej wojny, więc zmiany systemowe uruchomiły siły rynkowe.
Rzeczywiście, jeszcze dekadę temu historia o Portugalczykach szukających zatrudnienia w dawnych koloniach (Angoli i Mozambiku) wydałaby się nam grotestkowym żartem, w najlepszym razie uznalibyśmy, że chodzi o garstkę poszukiwaczy przygód, hipisów czy innych niespokojnych duchów. Tymczasem w ciągu ostatnich kilku lat emigracja zarobkowa Portugalczyków do Afryki objęła tysiące osób. Kraje te potrzebują przede wszystkim specjalistów, własnych bowiem jeszcze nie mają (choćby ze względu na kiepski dotąd stan szkolnictwa). Rok temu media donosiły, że w stolicy Angoli (Luandzie) mieszka 200 tysięcy Portugalczyków (w ogólności żyje tam ponad 5 mln ludzi). Angola w dużej mierze rozwija się dzięki ropie naftowej. Należy pamiętać, że w kraju tym właściwie od 1961 do 2002 roku trwała wojna: najpierw była to walka o niepodległość, potem wojny domowe, w tym m.in. z interwencjami wojska Republiki Południowej Afryki.
Ten ostatni kraj zdaje się być w dużej mierze przykładem nieudanej niestety transformacji. Oczywiście w porównaniu z większością państw kontynentu nadal jest najbogatszy i ma dobrą infrastrukturę, ale niestety – w RPA brak jest porządku i bezpieczeństwa. Do roku 1994 panował system apartheidu, który w teorii miał rozdzielać różne grupy etniczne (tak, aby każda mogła rozwijać się w zgodzie z własną kulturą i specyfiką), w praktyce jednak stał się narzędziem ucisku czarnej większości (też zresztą podzielonej między sobą) przez białą mniejszość (która z kolei dzieli się na Afrykanerów, czyli potomków osadników holenderskich, oraz Anglików). Po roku 1994 władzę przejął Afrykański Kongres Narodowy Nelsona Mandeli. Niestety, choć apartheid odrzucono, to jednocześnie nie zachowano tego, co za rządów białej mniejszości było pozytywne. Ogromnie wzrosła przestępczość i bezrobocie, zaś szykanowani stali się właśnie biali, w szczególności afrykanerscy farmerzy, często wywłaszczani, a nawet zabijani przez bojówki polityczne czy zwykłe gangi. Nadal jednak PKB w RPA jest najwyższe na całym kontynencie afrykańskim.
Szczególne dla wielu krajów afrykańskich jest to, że gdy tylko na danym obszarze zakończy się wojna, ludzie zaskakująco szybko próbują organizować sobie życie. Wystarczy spojrzeć na państwa takie jak Republika Środkowoafrykańska, Sierra Leone czy Somalia. Najczęściej czytamy o nich jako o „niestabilnych politycznie najbiedniejszych państwach świata”, ale wystarczy przejrzeć filmy dostępne w internecie, by zobaczyć ulice Freetown czy Bangi wypełnione kolorowymi straganami, sklepami, kawiarenkami, warsztatami i reklamami, wyrastającymi często wśród autentycznych ruin. Ten rozwój ma jednak także drugie oblicze: wystarczy kolejna, choćby krótkotrwała destabilizacja, by miasta stały się areną zamieszek, a niekiedy wręcz krwawych rzezi. Wówczas ludność trafia do ubozów dla uchodźców, w których atmosfera bywa naprawdę koszmarna.
- Prawdopodobieństwo wystąpienia nieprzewidzianego scenariusza nadal jest relatywnie wysokie, o czym najlepiej świadczą ostatnie wydarzenia z Mali, Algierii czy wcześniej Afryki Północnej i Wybrzeża Kości Słoniowej. – mówi Wojciech Tycholiz z PCSA. - Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że to właśnie wzrost stabilności politycznej jest jednym z głównych powodów szybkiego rozwoju gospodarczego kontynentu.
Przykładem narodu, który – mimo wszelkich przeciwieństw losu – systematycznie próbuje wyjść z dołka, są Somalijczycy. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych, po obaleniu socjalistycznego dyktatora Siada Barre, doszło w tym kraju do całkowitego rozpadu państwa ze stolicą w Mogadiszu. Innymi słowy, od ćwierćwiecza to, co na mapie politycznej oznaczone jest jako Somalia – to fikcja. Centrum i południe kraju pogrążyły się w wyniszczającej wojnie domowej, prowadzonej przez tzw. warlordów (watażków), dysponujących prywatnymi wojskami i milicjami. Na północy sytuacja przedstawia się jednak zupełnie inaczej. Północno-zachodnia część kraju, teren dawnego Somali Brytyjskiego, ogłosiła w roku 1991 niepodległość i powołała nowe państwo – Somaliland. Nie uznaje go żadne inne państwo na świecie, co jednak nie zmienia faktu, że państwo to systematycznie się rozwija i jest bardzo stabilne w porównaniu z południem. Na wschód od Somalilandu rozciąga się Puntland – organizm państwowy istniejący od roku 1998, którego władze podkreślają jednak, że nie chcą niepodległości, a jedynie autonomii – czekają natomiast na pełne ukonstytuowanie się rządu w Mogadiszu. Tymczasem w tym ostatnim mieście sytuacja przez całe lata była bardzo chaotyczna, bo stolicę Somalii wydzierały sobie z rąk gangi, klany i oddziały muzułmańskich radykałów (które przez pewien czas rządziły nawet dużą częścią „rogu Afryki”).
Somalilandu czy Puntlandu być może nikt nie uznaje, ale takie miasta jak Bosaso, Garoowe czy Hargeisa wyglądają zaskakująco przyzwoicie. Od lat powracają do nich przedstawiciele somalijskiej diaspory, którzy rozpoczynają nowe inwestycje – np. w Hargeisie funkcjonuje fabryka Coca Coli. Mało tego, Coca Cola w grudniu ubiegłego roku ponownie otworzyła swoją fabrykę w Mogadiszu, gdzie sytuacja znów jest dużo spokojniejsza. Co do Somalilandu, to warto odnotować, że w roku 2012 został on uwzględniony w raporcie Doing Business jako osobny podmiot (Doing Business in Hargeisa 2012).
Inny kraj, który przeżywa wyraźny rozwój (jeśli mierzyć dynamiką PKB) to Botswana. Kraj ze stolicą w Gaborone w latach 1996 – 1999 notował średni roczny wzrost PKB na poziomie 9 proc., co było najwyższym rezultatem światowym. Botswana bogaci się dzięki wydobyciu diamentów, mimo że – podobnie jak w większości innych krajów europejskich – większość ludności pracuje w rolnictwie. W kraju, który niepodległość uzyskał w roku 1966, nie było wojen domowych i zamachów stanu, a gospodarka zawsze była stosunkowo wolnorynkowa i otwarta na inwestycje zagraniczne. Według danych MFW za rok 2011, PKB per capita w Botstwanie wynosiło wówczas ponad 16 tys. dolarów. W 1974 roku było tam 219 km linii kolejowych, w 2007 już ponad 1000 km. Normalnie funkcjonuje szkolnictwo i opieka zdrowotna. Problemem jest jednak epidemia AIDS, z którą bardzo trudno sobie poradzić. Prawdopodobnie około jedna trzecia ludności to nosiciele wirusa HIV.
Bardzo ważną rzeczą w Afryce jej specyfika kulturowa. W Europie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by państwo, którego granice widzimy na mapie, zasadniczo utożsamiać z określonym narodem mieszkającym na jego terenie. Oczywiście zdarzają się sytuacje takie jak w Belgii (gdzie kraj de facto podzielony jest między Flamandów i Walonów) czy Wielkiej Brytanii (gdzie obok podziału na Szkotów, Anglików, Walijczyków i Irlandczyków mamy jeszcze licznych emigrantów, również spoza Europy) – ale wciąż normą jest dla nas to, że Francja to kraj Francuzów, Niemcy to kraj Niemców itd.
Tymczasem w Afryce trudno mówić o istnieniu jednolitego narodu np. w Nigrze, Mali czy Zambii. Kraje te najczęściej powstawały na bazie wcześniejszych posiadłości kolonialnych Niemiec, Anglii, Francji czy Hiszpanii. W rezultacie ich granice bywają zupełnie sztuczne – czasami przebiegają przez martwą pustynię, kiedy indziej dzielą na kilka części terytoria zamieszkane przez jedną grupę etniczną. To oczywiście powoduje, że mieszkańcy wielu państw często niespecjalnie się z nimi utożsamiają, ponad lojalność wobec konstrukcji takich jak Czad, Niger, Nigeria czy Tanzania przedkładając tożsamość plemienia, rodu, szczepu. Z tego powodu przykładanie naszych, europejskich miar do tamtejszej korupcji może nas przyprawić o szok – ale niekoniecznie doprowadzi do sensownych wniosków. - Korupcja, nepotyzm, trybalizm - zgadzam się, że są to istotne bariery rozwojowe, ale musimy pamiętać, że są one wpisane w tradycje i kulturę afrykańską. Tego nie da się wyplenić raportami Banku Światowego i Transparency Interbnational, kiedy lojalność "plemienna" jest obowiązkiem wynikającym z tradycji i samego faktu bycia członkiem danej grupy społecznej – mówi dr Lizak z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Dopóki państwa afrykańskie będą biedne, dopóty będzie występować dążenie do podziału ograniczonych dóbr w taki sposób, by zapewnić lojalność swoich współplemieńców.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że Afryka posiada potencjał, który można wykorzystać. Zrozumieli to Chińczycy, którzy podjęli szereg inwestycji na Czarnym Lądzie. Budują fabryki, elektrownie wodne i wiatrowe, drogi i kopalnie. Przyjaźń rządów państw afrykańskich zdobywają sobie hojnymi pożyczkami i kredytami dla nich: np. w roku 2011 udzieliły Zambii i Tanzanii 40 mln dolarów kredytu na inwestycje kolejowe. Rok temu Financial Times podawał, że w ciągu dekady Chiny zainwestowały w afrykańskich przedsięwzięciach gospodarczych ok. 15 mld dolarów, a wymiana handlowa Państwa Środka z Czarnym Lądem wyniosła 166 mld dolarów.
Krytycy zauważają jednak, że w wielu przypadkach chińskie inwestycje dają miejsca pracy przede wszystkim masowo sprowadzanym chińskim robotnikom, a nie miejscowym. Z drugiej strony, jeśli przyjmują miejscowych, to wykorzystują ich, nie przestrzegają prawa pracy i zasad BHP (np. w 2010 roku w Zambii chińskie władze kopalni postrzeliły kilkunastu protestujących pracowników).
Afryka jest też dla Chin rynkiem zbytu tanich towarów, np. odzieży, których pełno w tamtejszych sklepach i na bazarach. Zbankrutowało już wiele drobnych fabryczek odzieżowych, które nie wytrzymały azjatyckiej konkurencji. Chińczyków oskarża się również o to, że realizowane przez nich inwestycje nie są wcale wysokiej jakości, a wielkie przedsięwzięcia przemysłowe niszczą środowisko naturalne. Stąd też w niektórych państwach afrykańskich (Tanzania, Zambia, Angola) zaczynają powoli narastać nastroje antychińskie – nawet wśród rządzących.
Co może przyciągać inwestorów do Afryki? - Tradycyjnie jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się sektorów w Afryce, jest sektor wydobywczy, który przyciąga na Czarny Ląd ponad 70% wszystkich inwestycji zagranicznych – mówi Wojciech Tycholiz z PCSA. - Branża naftowa - czy generalnie przemysł wydobywczy - wymaga bardzo dużych nakładów kapitałowych, a w związku z tym bezpośrednie inwestowanie zarezerwowane jest w zasadzie dla graczy z pierwszej ligi. Ale mniejszym podmiotom (w tym inwestorom indywidualnym) pozostaje zawsze możliwość inwestowania pośredniego – w giełdowe spółki prowadzące działania biznesowe w Afryce.
Bardzo intensywnie rozwija się sektor telekomunikacyjny – często okazuje się, że nawet ubodzy mieszkańcy wiosek w dżungli czy na pustyni posiadają telefony komórkowe. Popularny jest bezgotówkowy obrót pieniężny. Np. w post-somalijskim Puntlandzie funkcjonuje system przelewów o nazwie Sahal, obsługiwany przez firmę Golis. W Kenii analogicznym systemem jest M-Pesa. - Od dobrych kilku lat kontynent afrykański doświadcza prawdziwej „mobilnej rewolucji” – wyjaśnia Wojciech Tycholiz. - Już przeszło 700 mln Afrykańczyków posiada telefon komórkowy (lub dwa, a nawet trzy), a wskaźniki penetracji rynku (53%) są nadal jedne z najniższych na świecie. Szczególnie szybko rozwija się segment usług mobilnego dostępu do internetu (rozwój tradycyjnego, „kablowego” dostępu do internetu w Afryce jest w zasadzie niemożliwy ze względów na barierę ogromnych odległości pomiędzy ośrodkami zamieszkiwanymi przez ludzi). Penetracja rynku w tym przypadku wynosi zaledwie 4%, a liczba osób korzystających z mobilnego internetu w ciągu najbliższych 3-4 lat ma wzrosnąć ponad 36-krotnie.
Mimo wszelkich trudności państwa i ludy afrykańskie rozwijają się, zarówno dzięki pomocy zagranicznej, jak i dzięki własnej pracy. Od 1991 do 2008 roku, proporcja dzieci kończących szkolę podstawową wzrosła w subsaharyjskiej Afryce z 51 do 64 proc. To właśnie Afryka była drugim najszybciej rozwijającym się regionem na świecie w ciągu ostatnich 10 lat.
Porównanie wzrostu PKB na świecie i w Afryce subsaharyjskiej w okresie 2003 – 2012
Źródło: Bank Światowy
Siłą Afryki w najbliższych latach będzie z pewnością jej siła robocza, która znacznie przewyższa m.in. tę z Unii Europejskiej.
Wielkość siły roboczej w Afryce subsaharyjskiej i w Unii Europejskiej w latach 2003 – 2010.
Źródło: Bank Światowy
W tym samym okresie, dostęp do urządzeń sanitarnych wzrósł w Afryce subsaharyjskiej o 15 proc., podczas gdy na świecie było to 16 proc. Jeszcze kilkanaście lat temu mogło się wydawać, że kontynent ten – przynajmniej na południe od Egiptu i Maghrebu oraz na północ od RPA - będzie tylko jednym wielkim cmentarzyskiem głodujących ludzi („znam miejsca, gdzie uczą się płakać / ludzie wśród zastępów much” – jak śpiewał jeden z polskich zespołów rockowych). Na razie scenariusz ten nie został jeszcze całkowicie odegnany, ale coraz więcej przemawia za tym, że przynajmniej niektóre afrykańskie kraje w najbliższych latach będą nadrabiać wieloletnie straty. Być może uda im się wyjść na prostą przynajmniej na tyle, by móc je traktować jeśli nie jako tygrysy gospodarcze, to przynajmniej jako normalne, równoprawne kraje, liczące się na arenie międzynarodowej. Przed nimi jednak jeszcze długa droga.
Adam Witczak
(na fotografii: Hargeisa, stolica Somalilandu)
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2272 gości