Małe wzrosty na Wall Street

W środę amerykańskie byki miały za zadanie doprowadzenia do pobicia rekordu przez indeks S&P 500. Mogły im nieco pomóc publikowane w USA dane makro (te europejskie były dość słabe). Były mieszane, ale to nikogo nie poruszyło.

W USA też opublikowano ostateczny odczyt indeksu PMI dla sektora usług. W listopadzie wyniósł 56,1 pkt. (oczekiwano 56,3 pkt.). Bardziej istotny od indeksu PMI był listopadowy indeks ISM dla amerykańskiego sektora usług. Wyniósł 59,3 pkt. (oczekiwano 57,5 pkt.). Listopadowy raport ADP o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym pokazał, że liczba miejsc pracy zwiększyła się o 208 tys. (oczekiwano  228 tys.).

Indeksy giełdowe od początku sesji rosły. Były to wzrosty bardzo umiarkowane – typowe ciągnięcie w górę na koniec roku. Na dwie godziny przed końcem sesji pojawiła się Beżowa Księga Fed (raport o stanie gospodarki), co często pomaga bykom. Tym razem pomogło nieznacznie. Fed twierdzi, że sytuacja gospodarcza poprawia się, co nie jest dla rynku zaskoczeniem.

Przez całą sesję z parkietu wiało nudą, ale w ostatniej godzinie fundusze trochę podciągnęły indeksy, dzięki czemu co prawda zwyżki były niewielkie, ale wystarczyły do ustanowienia nowych rekordów DJIA i S&P 500 (tego ostatniego w cenach zamknięcia).

W środę byki na GPW miały tylko jedno zadanie: potwierdzić, że we wtorek rozpoczęła się „bycza” rozgrywka przed terminem wygasania grudniowej linii kontraktów. Poranne zachowanie innych giełd nieco to zadanie utrudniało. Po niecałych dwóch godzinach we Francji i w Niemczech indeksy zazieleniły się, co cało szansę naszym bykom. Z tej szansy nie skorzystały, a zresztą i na innych giełdach zapał do kupna akcji szybko wygasł.

Zapanował marazm z powolnym osuwaniem się WIG20. Indeks nawet przez chwilę zabarwił się na czerwono, ale potem do końca sesji trzymał się poziomu neutralnego tak też sesję kończył. Była to klasyczna sesja wyczekiwania.

Piotr Kuczyński

Główny Analityk

Dom Inwestycyjny Xelion