• WIG
  • WIG20
  • WIG30
  • mWIG40
  • WIG50
  • WIG250
WALUTY
WSKAŹNIKI MAKRO
SymbolWartość
Inflacja CPI16.6%
Bezrobocie5.0%
PKB1.4%
Stopa ref.5.75%
WIBOR3M5.86%
logo sponsora
GIEŁDY - ŚWIAT
INDEKSY - POLSKA
TOWARY

Reklama AEC

Co dalej z amerykańskim rynkiem akcji?

W ubiegłym tygodniu świat akcji, w szczególności na rynkach bazowych, wciąż napawał optymizmem. Amerykański indeks Dow Jones, brytyjski FTSE 100, ale również niemiecki DAX pobiły swoje rekordy sprzed 5 lat. Za każdym z tych wzrostów kryły się nieco inne powody, jednak na niewątpliwą uwagę zasłużył Dow Jones, jako najbardziej znaczący w ostatnich wydarzeniach. W piątek zdecydowanie pomogła mu publikacja danych dotyczących stopy bezrobocia w Stanach, która spadła do poziomu 7.7% - najniższego od grudnia 2008 roku, a jednocześnie poniżej oczekiwań rynkowych. Wzrost w zatrudnieniu odnotowano w wielu sektorach gospodarczych, ale głównie mówiło się o budownictwie. Poprawa sytuacji w sektorze budowlanym, to kolejny czynnik, który sprzyjał wzrostom spółek na giełdzie amerykańskiej w ostatnich kilku miesiącach.

Szef Fed w końcu może odetchnąć z ulgą, jego dotychczasowe działania (m.in. skup aktywów, utrzymywanie niskiej stopy funduszy federalnych) przynoszą poprawę na rynku pracy. W odróżnieniu bowiem od wielu europejskich banków centralnych, zadaniem Fed jest nie tylko stabilizacja cen, ale dbałość o wzrost gospodarczy. Jest to zatem argument za kontynuacją luzowania polityki pieniężnej poprzez miesięczny skup aktywów w wysokości, bagatela, 85 mld dolarów, mimo że wielu ekonomistów rwie włosy z głowy, zastanawiając się co zrobić z tak ogromnym bilansem na książkach Fed’u. Kumulacyjna wartość przeprowadzonych operacji otwartego rynku wynosi około 3 biliona dolarów, a celem w przyszłości będzie powrót do poziomu 1 biliona. Z wcześniejszych wypowiedzi Bena Bernanke wynika, że taki proces będzie trwał tak długo, dopóki stopa bezrobocia nie spadnie do poziomu 6.5%, lub do czasu, gdy miesięczny przyrost miejsc pracy nie wyniesie ponad 200 tys. przez okres co najmniej kolejnych 6 miesięcy (przy utrzymaniu poziomu inflacji poniżej 2,5%). Piątkowy odczyt za luty to przyrost rzędu 236 tys., który jest czwartym kolejnym miesiącem spełniającym powyższe warunki.

Dlaczego to jest ważne? No cóż, każda wzmianka o zmniejszeniu zaangażowania Fed’u na rynku papierów dłużnych, a pośrednio odejście od luźnej polityki pieniężnej i taniego pieniądza niewątpliwie wywoła na rynkach akcji kolejne perturbacje (używając eufemizmu), a dosadniej ujmując – ogromne przeceny.

Wracając jednak do danych w zakresie rynku pracy pojawiają się także głosy o nieco zafałszowanym lub niepełnym obrazie opublikowanej stopy bezrobocia. Związane jest to z tzw. współczynnikiem partycypacji zdolnej do pracy siły roboczej w całkowitej populacji będącej w wieku produkcyjnym. Spada on systematycznie niemal każdego miesiąca i obecnie znajduje się najniżej od 1981 roku wynosząc 63.5%. Spadek tego współczynnika generalnie oznacza zaprzestanie poszukiwań pracy przez część zdolnego do pracy społeczeństwa i może być powodowany następującymi czynnikami: zmniejszeniem możliwości zatrudnienia, wydłużeniem okresu edukacji lub zwiększeniem zainteresowania studiami wyższymi wśród młodych ludzi, wyższymi przychodami jednego z członków rodziny umożliwiającymi pozostanie innych członków rodziny w domu (np. kobiet zajmujących się wychowaniem dzieci i prowadzeniem domu), zmianom demograficznym, lub też wydłużeniem wieku produkcyjnego używanego w statystykach (to nie ulegało jednak ostatnio zmianom). Innymi słowy z grupy osób zdolnych do pracy wypada znaczne liczebnie grono osób, które tym samym nie kontrybuuje do tworzenia trwałego PKB. Według własnych, uproszczonych kalkulacji, gdyby współczynnik partycypacji był na poziomie ostatniej10-letniej średniej (tj. 65,5%), a jego spadek rzeczywiście wynikał jedynie z zaprzestania poszukiwania pracy przez część osób wcześniej pracy poszukujących, stopa bezrobocia musiałaby wynieść powyżej 10,5%. W przyszłości może to oznaczać, że osoby pragnące na nowo szukać zatrudnienia, rzeczywiście podniosą wskaźnik bezrobocia, o ile przyrost nowych miejsc pracy nie nadąży z popytem na tę pracę.

Być może w ocenie kondycji giełd należałoby kierować się faktycznymi wynikami spółek oraz wskaźnikami typu EPS, czy P/E zamiast nagłówkowymi tytułami z serwisów informacyjnych. Według piątkowego wydania Economist, wskaźniki EPS spółek z indeksu S&P 500 wyglądały całkiem dobrze w ostatnim kwartale 2012 r. z roczną stopą wzrostu na poziomie 6%. Jednak przyszłe kwartały prognozowane są znacznie niżej - niewiele ponad 1,2%. Z kolei wskaźnik P/E wynosi obecnie 22,9%, co jest powyżej długoletniej średniej, wskazując już na przewartościowanie tych akcji.

Czy to znaczy, że należałoby zacząć myśleć o stopniowej redukcji tej klasy aktywów w USA, a w szerszym kontekście na innych rynkach bazowych? Hmm... Chyba jeszcze nie. Po pierwsze dlatego, że tak dynamiczne i spektakularne wzrosty na rynku akcyjnym trwają dopiero od końca ubiegłego roku, a to oznacza, że spora część indywidualnych inwestorów, zachęcona ostatnimi rekordami, może dopiero teraz zacząć angażować wolne środki na giełdzie, bądź też przekierować zainwestowane pieniądze z dotychczasowych funduszy np. rynku pieniężnego, lub funduszy obligacji do funduszy akcyjnych, zmuszając tym samym firmy zarządzające aktywami do dalszych zakupów. Po drugie należy zadać sobie pytanie, jaka jest obecnie alternatywa inwestycyjna dla oszczędności? Rynek obligacji amerykańskich i brytyjskich wydaje się być zdecydowanie drogi: obligacje rządowe oferują ujemną stopę procentową w ujęciu realnym, a obligacje korporacyjne i papiery komercyjne mające za nic kryzys sprzed pięciu lat oferują niski spread (czyli małą premię za ryzyko firm je emitujących) względem papierów rządowych. Pewnym konkurentem może być rynek nieruchomości. O ile jednak w Stanach ma to pewne zdrowe uzasadnienie (niskie oprocentowanie kredytów hipotecznych, wcześniejsza znaczna przecena nieruchomości), o tyle inne kraje należałoby poddać odrębnej analizie. Poza tym rynek nieruchomości nie jest dostępny dla małych inwestorów. Trzeba mieć spory wkład własny, aby myśleć o kupnie domu, czy mieszkania, a fundusze nieruchomości chyba jeszcze nie odzyskały takiego zaufania, jakie miały przed kilkoma latami. Nie jest to też rynek płynny, a więc jakakolwiek zmiana sentymentu może poważnie uszczuplić zainwestowany kapitał. Dysponując natomiast nawet niewielką kwotą wolnych środków można stać się inwestorem giełdowym. Na koniec warto zauważyć, że Dow Jones rósł bardziej dynamicznie od indeksu szerokiego rynku S&P500. Część inwestorów bowiem, jeśli nawet nie przewiduje dalszych zysków wynikających ze wzrostów cen akcji, liczy na stałą i przyzwoitą dywidendę wypłacaną przez spółki o największej kapitalizacji.

Póki co prawdopodobnie będziemy świadkami dalszych wzrostów na rynku akcji z niewielkimi korektami. Perspektywa tego trendu jest natomiast niedługa biorąc pod uwagę mizerne ostatnie historyczne i przyszłe szacunkowe dane dotyczące globalnego wzrostu gospodarczego. Czujność jest jak najbardziej wskazana.

Izabela Owczarek (Londyn)

  • Popularne
  • Ostatnio dodane

Kontakt z redakcją

 

 

 

Nasze Portale

         
 

 

   Multum Ofert znanywet.pl
  • Wzrosty
  • Debiuty
  • Spadki
  • Obroty
Walor Cena Zmiana



 

 

 

 

 

 

 

Walor Cena Zmiana



Walor Cena Zmiana Obroty (*)
(*) wartości w tys. zł.


Popularne artykuły

Nasza witryna używa plików cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Zobacz naszą politykę prywatności

Zobacz dyrektywę parlamentu europejskiego

Zezwoliłeś na zapisywanie plików cookies na tym komputerze