Tylko zwykłość jest ciekawa
- Utworzono: poniedziałek, 12, listopad 2012 07:30
Szeroko pojętej „sztuce nowoczesnej” często zarzuca się odejście od realizmu i figuratywności, porzucenie odwzorowywania rzeczywistości na rzecz niekoniecznie zrozumiałej abstrakcji. Tę z kolei przeciętny odbiorca nierzadko kwituje wzgardliwymi stwierdzeniami w rodzaju „potrafię zrobić coś podobnego, a skoro ja potrafię coś zrobić, to znaczy, że to nie jest sztuka”.
Ten sposób myślenia nie jest może zbyt subtelny, nie zmienia to jednak faktu, że istnieje pewne zapotrzebowanie na kompozycje opisujące rzeczywistość, a przynajmniej posługujące się elementami z niej zaczerpniętymi. Odpowiedzią na takie pragnienia, jak również reakcją na abstrakcjonizm, był amerykański nurt hiperrealizmu, który wykwitł w połowie lat 60-tych w Stanach Zjednoczonych. Idea hiperrealizmu (zwanego też superrealizmem lub fotorealizmem) znalazła swój oddźwięk w malarstwie i rzeźbie. Zamierzeniem jest, jak sugeruje nazwa kierunku, odzwierciedlanie rzeczywistości w możliwie precyzyjny, dokładny sposób. Idzie się dużo dalej niż kiedykolwiek szli malarze – obraz staje się de facto imitacją fotografii, zrealizowaną na płótnie przy pomocy farb. Mało tego – w istocie obrazy hiperrealistów na ogół były „odmalowywane” z wielokrotnie powiększonych fotografii. Paradoksalnie można więc powiedzieć, że hiperrealiści nie tyle malowali rzeczywistość, co… jej zdjęcie.
Istotą kierunku nie jest jednak tylko specyficzna technika, żmudna praca i quasi-fotograficzny efekt, ale również charakterystyczna dla tych dzieł treść. Oczywiście w teorii nikt nie narzuca hiperrealiście tematyki, może więc malować cokolwiek – martwe natury, zwierzęta, średniowieczne zamki, fabryki, sceny z życia świętych itd. W praktyce jednak najwięksi luminarze nurtu specjalizowali się w przenoszeniu na płótno widoków z rozpędzonej, nowoczesnej cywilizacji Zachodu, z banalnej codzienności USA drugiej połowy XX wieku. Stąd też u Richarda Estesa notorycznie pojawiają się wielkomiejskie pejzaże, pełne oszklonych biurowców, wszechobecnych reklam i szerokich ulic. Robert Bechtle zazwyczaj brał na warsztat amerykańskie samochody, przedstawiając je z dokładnością niemal taką samą, jak na zdjęciach wypełniających katalogi reklamowe. Dla Toma Blackwella leitmotivem stały się motocykle, Ralph Goings z upodobaniem natomiast dokumentował bary szybkiej obsługi i ciężarówki typu pick-up. Pokrewne zainteresowania cechują Roberta Gniewka, który jednak preferuje ujęcia wieczorne i nocne. Robert Cottingham koncentrował się na zbliżeniach reklam i neonów, podczas gdy Audrey Flack lubi malować przybory malarskie albo swoiste martwe natury, złożone z przedmiotów codziennego użytku, jakie gromadzić można na biurku czy stoliku. Z kolei Richard McLean kierował się ku współczesnej amerykańskiej prowincji, w wyniku czego zasłynął obrazami przedstawiającymi kowbojów, traktory, kombajny i konie.
Wśród rzeźbiarzy wyróżniał się niewątpliwie Duane Hanson, który (z żywicy poliestrowej wzmocnionej włóknem szklanym) odlewał trudne do odróżnienia od oryginałów figury ludzi. Postaci Hansona to najczęściej karykaturalni w swej banalności amerykańscy mieszczanie, w szczególności fajtłapowaci, otyli turyści z walizkami. Ten widok na klasę średnią jest w gruncie rzeczy smutnym komentarzem do coraz bardziej pustego, nieciekawego życia ludzi w wysoko rozwiniętym społeczeństwie.
(na załączonej ilustracji: "Ralph's Diner" Ralpha Goingsa).
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2762 gości