Listonosz i rolnik
- Utworzono: niedziela, 27, styczeń 2013 22:12
W tym roku miną 52 lata od dnia, w którym Justo Gallego Martinez, w Mejorada del Campo znany po prostu jako Don Justo, rozpoczął wznoszenie dzieła swego życia - katedry poświęconej Matce Bożej z Pilar. To projekt, któremu ów rolnik spod Madrytu oddał się totalnie, do tego stopnia, że dziś zwykł mawiać, iż katedra jest jego żoną.
Don Justo uznać można za szaleńca, za "bożego szaleńca", ale w tym obłędzie jest przecież metoda - czego wymownym znakiem jest fakt, że cała konstrukcja trzyma się zaskakująco stabilnie, choć wznosili ją amatorzy posiłkujący się fragmentaryczną wiedzą z książek i własnymi wyobrażeniami. W istocie zresztą mózgiem (a może raczej - sercem) przedsięwzięcia jest sam Don Justo, aczkolwiek na ogół pomagało mu kilku krewnych lub innych ochotników. Zapał staruszka, przeświadczonego o swojej misji, nie ma sobie chyba równych we współczesnym świecie.
Urodzony w 1925 roku Don Justo wstąpił jako pobożny młodzieniec do zakonu trapistów. Szybko dał się poznać jako mnich nader gorliwy, nie szczędzący sobie postów i pracy fizycznej - zarazem jednak chorowity i wątły. Gdy zachorował na gruźlicę, musiał opuścić zakon i powrócić do świeckiego życia. W istocie jednak jego życie nigdy nie stało się do końca świeckie - rzecz można, że w Mejorada del Campo założył swój własny, jednoosobowy zakon.
Sprzedał część odziedziczonej po rodzicach ziemi, a na pozostałej części rozpoczął (12 października 1961 roku) wznoszenie budowli ze snów - katedry pod wezwaniem Matki Bożej z Pilar. Kwestia wezwania jest zresztą nieco dyskusyjna, albowiem oficjalne struktury kościelne odnoszą się do sprawy z pewnym dystansem (bynajmniej jednak nie potępiając Don Justo, o którym powszechnie wiadomo, że jest prawowiernym katolikiem). Co się tyczy władz miasta, to nigdy nie udzieliły one formalnego zezwolenia na budowę, aczkolwiek nie przeszkadzają dzielnemu rolnikowi w pracach budowlanych.
Don Justo nie ma rzecz jasna wykształcenia budowlanego czy architektonicznego - o konstrukcji kościołów uczył się z kupowanych i pożyczanych książek, łącząc tę pół-amatorską wiedzę z własnym przekonaniem na temat tego, jak powinna wyglądać jego idealna świątynia. Zasadniczo utrzymana miała być w stylu romańskim, po drodze pojawiły się jednak najróżniejsze inne inspiracje, jak choćby Bazylika św. Piotra w Rzymie czy rozmaite hiszpańskie zamki i kościoły. Efekt jest iście surrealistyczny, choć bynajmniej nie śmieszny czy groteskowy. Rzecz przywodzi raczej na myśl pracę wykonaną przez dziecko - być może niezdarne, ale ufne we własne siły i pewne słuszności dokonanego wyboru. Najciekawsze jest jednak to, że Don Justo korzysta niemal wyłącznie z różnego rodzaju odpadków - z tego, co porzucą inni. Stare cegły, plastikowe rury, beczki i butelki, płaty blachy falistej, kawałki drewna - wszystko może stać się w rękach Don Justo materiałem budowlanym. Nic się nie marnuje.
Staruszek pracuje po dziesięć godzin dziennie, odpoczywa tylko w niedzielę, wówczas też udaje się na Mszę. Podczas pracy rozwodzi się niekiedy nad swoją misją, nad sensem i znaczeniem wiary - chwile takie uwieczniono na krótkometrażowym filmie dokumentalnym "The Madman and the Cathedral", nakręconym w roku 2009. Gdy powstawał film, Don Justo zdawał się być niebywale rześki, wspinając się po drabinach, chodząc po rusztowaniach, szpachlując i malując. Cóż, miejmy nadzieję, że nic w tej kwestii się nie zmieniło... Kto wie, ile czasu mu pozostało - i ile zdoła zrobić? On sam pragnąłby, aby w miejscu tym śpiewano kiedyś hymny na cześć Matki Bożej. Co najbardziej porusza w filmie "Szaleniec i katedra", to prostota, poczciwość, pewna zwyczajność niemal 90-letniego budowniczego. Trudno doszukać się w jego działaniach pozy, jakiejś formy szukania rozgłosu, choć oczywiście wieść o katedrze obiegła już cały świat. Don Justo z przejęciem opowiada o swoich zamierzeniach, a przecież już zostały one zrealizowane w dużej mierze: główny budynek katedry ma 20 metrów szerokości i 50 metrów długości, całość zaś wieńczy kopuła o średnicy dwunastu metrów, której czubek znajduje się 40 metrów nad ziemią.
Historia Don Justo nieodparcie kojarzy się z inną, podobną opowieścią, acz pozbawioną wymiaru religijnego. Mowa o Pałacu Idealnym listonosza Ferdinanda Chevala, którego uwagę w kwietniu roku 1879 (gdy miał lat 33) zwrócił kamień o ciekawym kształcie, leżący przy drodze. Zaczął zbierać także inne kamienie, a następnie zwozić je na wybraną parcelę gruntu w miejscowości Hauterives. Pracował 33 lata, czego skutkiem jest nieprawdopodobna budowla: Palais idéal. To przedziwna mieszanka najrozmaitszych stylów architektonicznych - europejskich i azjatyckich, dawnych i współczesnych. Roi się tu od ozdób, rzeźb, posążków, ornamentów, murów, schodków i wnęk, na zwiedzających spoglądają figury bliżej nieokreślonych bóstw - a całość mogłaby objawić się raczej w dalekiej Azji (i to nie prawdziwej, a raczej onirycznej, zgoła halucynogennej, narkotycznej), niż w sennym francuskim miasteczku. Są tu nawiązania do Biblii i mitologii hinduskiej, motywy szwajcarskie i antyczne czy barokowe. Synteza wszystkiego.
Nie trzeba mówić, że sąsiedzi przez długi czas mieli listonosza Chevala za szaleńca, ale jeszcze przed końcem życia (a zmarł w roku 1924) doczekał się on uznania ze strony artystów, w szczególności surrealistów. W roku 1969 władze oficjalnie uznały Pałac Idealny za zabytek francuskiej kultury. Co ciekawe, listonosz wybudował sobie także utrzymane w podobnie eklektycznej stylistyce mauzoleum na miejscowym cmentarzu, gdzie zresztą został pochowany.
Pasja Chevala zbiega się w dużej mierze z tą, która cechuje Don Justo, pracującego wytrwale pod Madrytem. Oto bowiem w Pałacu Idealnym napotykamy rodzaj żyrandola, ponad którym - na suficie - widnieje napis w języku francuskim: "La vie sans but est une chimère" - Życie bez celu jest chimerą.
Adam Witczak
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2225 gości