Widok na stolicę
- Utworzono: poniedziałek, 08, kwiecień 2013 23:38
Robert Silverberg, amerykański pisarz science-fiction, w opowiadaniu "Gianni" (którego polskie tłumaczenie lata temu ukazało się w piśmie "Fenix") zastanawiał się nad tym, co stałoby się z XVIII-wiecznym artystą przeniesionym w epokę współczesną. Swoim modelem uczynił Giovanniego Pergolesi, kompozytora barokowego, który w rzeczywistości zmarł bardzo młodo w roku 1736.
W opowiadaniu Silverbega ów 26-letni młodzieniec cudem zostaje wyrwany śmierci przez pracowników firmy dysponującej maszyną do podróży w czasie. Przeniesiony do końcówki XX wieku (czy też do początków wieku XXI, co z perspektywy autora było niedaleką przyszłością) nie kwapi się jednak do komponowania dzieł wpisujących się w gust estetów wizytujących filharmonie i opery. Zamiast tego wciąga go wir overloadu – wymyślonej przez Silverberga muzyki popularnej, sądząc z opisów – czegoś w rodzaju techno. Pochłonięty przez dekadencką subkulturę i prymitywne, elektroniczne rytmy – umiera w przykrych okolicznościach.
Co zrobiłby w takiej sytuacji Bernardo Bellotto, zwany Canaletto – Włoch, któremu w wieku XVIII przyszło pracować w Polsce przez wiele lat, malując niezapomniane, doskonałe widoki Warszawy? Cóż, niewykluczone, że w naszej epoce jego wrażliwość zbiegałaby się z pomysłami amerykańskich hiperrealistów w rodzaju Richarda Estesa czy Roberta Bechtle, dokumentujących – bez słowa komentarza, w iście fotograficzny sposób – codzienne życie mieszkańców wielkich miast USA.
Do pewnego stopnia łączyłaby go zresztą z nimi metoda. Zauważmy, że hiperrealiści z premedytacją odmalowywali wielokrotnie powiększone fotografie, de facto je imitując. Canaletto natomiast stosował camera obscura, czyli pierwotny quasi-aparat fotograficzny, który w połączeniu ze szkłem powiększającym umożliwiał mu dobry ogląd malowanych miejsc. Specjalizował się bowiem Bellotto, podobnie jak wspomniany Richard Estes, w widokach miast, w szczególności Warszawy. Były one do tego stopnia udane i wiarygodne, że po II wojnie światowej używano ich jako pomocy przy rekonstrukcji zgruzowanego miasta.
"Gianni", tj. Pergolesi z opowiadania Silverberga świetnie wczuł się w popularne, grubo ciosane rytmy, nie mógł natomiast pojąć awangardy muzyki poważnej XX wieku, w której brak klasycznych harmonii. W tej sytuacji bardziej przemawiał do niego nawet pop.
Na tej samej zasadzie można sobie wyobrazić, że Bellotto, nie rozumiejąc i nie chcą zrozumieć abstrakcji i pokrewnych nurtów, zwraca się ku pop-artowi i wspomnianym hiperrealistom, biorąc na warsztat to samo, co obrazował w wieku XVIII – a więc masy ludzkie, ich miejsca zamieszkania, szeroki ogląd ich codzienności, architekturę i uporządkowanie terenu. Kto wie – dziś być może malowałby także Warszawę, ale tym razem oszklone wieżowce, fabryki, neony, billboardy i szerokie ulice?
Bellotto urodził się w roku 1721 w Wenecji. Jego malarstwo przynależy do gatunku malarstwa wedutowego, czyli do panoram miejskich. Zwano go Canaletto, co może budzić nieporozumienia, albowiem tak samo zwano wuja, u którego się kształcił – Bernarda Canala. Tenże również uprawiał malarstwo wedutowe, choć nie w Polsce. Przebywał za to aż 10 lat w Londynie, gdzie malował m.in. Most Westminsterski czy Northumberland House.
Bernardo Bellotto także podróżował – mieszkał w Dreźnie, Wiedniu czy Monachium, ale przecież dla nas jest, bez wątpienia, malarzem związanym z Polską. Dla Stanisława Augusta Poniatowskiego pracował w latach 1767 – 1780, a więc lat trzynaście. Tworzył, wbrew pozorom, nie tylko panoramy miast, ale również obrazy historyczne ("Elekcja Stanisława Augusta", "Wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w 1663"), dekoracje teatralne czy sceny rodzajowe.
Najbardziej jednak znany jest – i tak chyba pozostanie, i zapewne nie ma w tym nic złego – z widoków Warszawy ("Ulica Miodowa", "Pałac Błękitny", "Widok łąk wilanowskich", "Widok Warszawy od strony Pragi" – i wielu innych). Jego obrazy wystawiane są w Zamku Królewskim w specjalnej sali – Sali Prospektowej, zwanej też Salą Canaletta. W Warszawie zresztą Bellotto zmarł. Życia w naszym kraju dopełnił także inny wybitny malarz, słynny Marcello Bacciarelli. Młodszy o lat 10 od Canaletta, przeżył go o prawie trzy dekady – zmarł w roku 1818, długo po rozbiorach Polski, zresztą jako polski szlachcic i w pewnym sensie adoptowany Polak.
J. Sobal
(na ilustracji obraz Canaletta - "Ulica Miodowa")
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2500 gości