Dżentelmeni i dandysi
- Utworzono: czwartek, 25, październik 2012 09:24
- Adam Witczak
Dżentelmeni jeszcze nie wymarli do końca, choć w czasach powszechnej wulgaryzacji i masowości mogłoby się tak wydawać. Przetrwali, jak się okazuje, także angielscy dandysi, nawet jeśli współczesność zmusza ich do pewnej konspiracji.
Bywają jednak miejsca, okazje i okoliczności, w których eleganccy panowie odważnie podnoszą głowy, nakryte zresztą klasycznymi melonikami i cylindrami. Tajnym centrum tej szczególnej rewolucji jest angielskie pismo „The Chap” – dwumiesięcznik, który od kilkunastu lat ukazuje się w Londynie.
Słowo „chap” oznacza „faceta” – i rzeczywiście, magazyn adresowany jest do panów, ale panów specyficznych – takich, którym nie wystarcza korporacyjna uniformizacja, white collars i monotonia biurowego dress-code, a których jednocześnie irytuje (lub nawet brzydzi) powszechność mody sportowej, o subkulturowej nie wspominając. Tacy to właśnie niepogodzeni ze współczesnym światem buntownicy postanowili reaktywować całą gamę zachowań i stylów charakterystycznych dla epok minionych – tj. wieku XIX i pierwszej połowy wieku XX. Zamiarem pisma jest propagowanie klasycznej elegancji, nie pozbawionej zresztą pewnego odcienia prowokacji i ekstrawagancji. Okładki pisma zdobią fotografie dżentelmenów z okresu dwudziestolecia międzywojennego (lub modeli na nich stylizowanych), angielskich dandysów z okresu fin de siecle, paryskich artystów, którzy mogliby stanąć za sztalugami impresjonistycznego obrazu gdzieś w roku 1890, beatników lat 50-tych czy nieustraszonych podróżników, przemierzających niezbadane pustkowia w charakterystycznych, tropikalnych kaskach na głowach.
Fajka, cygaro, kapelusz (którego obowiązkowo należy uchylać), butonierka, wąsy – to obowiązkowe akcesoria mężczyzny według wzorca propagowanego przez „The Chap” pod wodzą Gustava Temple. Oczywiście dopuszczalne są drobne niuanse i odchylenia (np. redakcja nie upiera się przy wąsach), ale przejrzenie choćby tylko okładek i spisów treści kilku wydań daje pojęcie o tym, co jest celem pisma. Zresztą nie chodzi tylko o modę, ale o cały styl życia. „The Chap” to wyraz tęsknoty za czasami, gdy towarów nie kupowało się na stoiskach w supermarkecie, ale po prostu u rzeźnika, krawca, szewca i piekarza. Za czasami, gdy nie wypadało wyjść na ulicę bez kapelusza na głowie, a drobne przedmioty codziennego użytku były raczej dziełami rzemiosła niż chińskiej produkcji masowej.
Redaktorzy i czytelnicy „The Chap” wychodzą ze swoją misją w świat, organizując np. „The Chap Olympics” – a więc wesołą olimpiadę, podczas której rozgrywa się takie konkurencje jak całowanie kobiety w dłoń, przyjmowanie policzka od niej, puszczanie kółek dymu z fajki czy przygotowywanie drinków. Rozpala się zaś nie znicz olimpijski, a właśnie… fajkę! Prócz tego „chaps” organizowali ironiczne, złośliwe, aczkolwiek utrzymane w pogodnym tonie happeningi, podczas których protestowali przeciw zabijaniu smaku i stylu przez ujednolicone restauracje typu fast-food albo firmy odzieżowe, a także wyśmiewali dziwaczne instalacje sztuki nowoczesnej. Kulminacją całego roku jest natomiast doroczny Wielki Bal Anarchodandysów, który toczy się zawsze w określonej stylistyce. Dress-code na rok 2012 opisano na stronie magazynu „The Chap” jako „Eccentric; Eclectic; Electric; Esoteric”. Oczywiście żadnych dżinsów czy tenisówek!
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2321 gości