Sygnały osłabienia finansowego spółki
- Utworzono: poniedziałek, 07, marzec 2016 18:44
Analiza sprawozdań finansowych jest po części dość sformalizowaną teorią, a po części - swego rodzaju sztuką. Być może nie jest tu – inaczej niż w prawdziwej sztuce – niezbędny jakiś szczególny talent (poza odrobiną cierpliwości i umiejętnością wykonywania podstawowych rachunków), ale na pewno liczy się doświadczenie i wynikająca zeń znajomość rozmaitych przypadków, które można później traktować jako precedensowe.
Dobrze – niech więc będzie, że nie sztuka, ale rzetelne rzemiosło. Z tego powodu wszelkie teoretyczne ściągawki, informujące o tym, jakie wskaźniki stosować i jakie wartości winny one przyjmować – nie mogą wyczerpać tematu. W dodatku dokładność badania będzie się na ogół przeciwstawiać jego zwięzłości - a przecież chcielibyśmy osiągnąć jedno i drugie.
Na drodze staje mnóstwo problemów: choćby to, że poszczególne firmy różnią się od siebie branżą, skalą działalności czy miejscem jej prowadzenia. To, co wyglądałoby tragicznie w księgach holenderskiej firmy hotelarskiej, wcale nie musi takie być w polskiej fabryce z sektora stalowego.
Mimo wszystko, pewne reguły i założenia można przyjąć. W tym tekście pokrótce omówimy sygnały czy też symptomy postępującego osłabienia finansowego danej spółki. Chodzi nam o zjawiska, które w zasadzie są widoczne w oficjalnych sprawozdaniach (tyczy się to zwłaszcza spółek giełdowych), a więc w bilansie, rachunku zysków i strat, rachunku cash-flow czy w komentarzach zarządu. Niektóre z poniższych uwag mogą się wydać banalne, ale nie chodzi nam o to, by odkrywać Amerykę, ale raczej o to, by usystematyzować kwestie, które powinniśmy zawsze mieć "z tyłu głowy", przystępując do (nawet pobieżnego) przeglądu raportu.
Najprościej byłoby powiedzieć, że źle jest wtedy, gdy firma wygenerowała w danym roku (czy innym okresie, ale załóżmy, że mówimy o okresie rocznym) stratę netto. I rzeczywiście – strata netto jest niepokojąca. Nawet i tutaj trzeba jednak sprawdzić ewentualne niuanse.
Zdarza się mianowicie, że strata ta nie ma wielkiego związku z wynikiem operacyjnym (który może być dodatni), a wynika np. z jakichś odpisów aktualizacyjnych i jest zupełnie jednorazowym, wyjątkowym zjawiskiem. Inna możliwość to przypadek wielu firm z branży nowych technologii (zwłaszcza związanych z medycyną czy biochemią), które czasami przez kilka lat po prostu musza generować straty. Jest to w gruncie rzeczy wliczone w koszty – ponieważ spółki tego typu wpierw muszą poświęcić sporo czasu (i środków) na wytworzenie produktów, które następnie mogą (choć oczywiście nie zawsze się to zdarza) przynieść spore zyski. Także część firm deweloperskich pracuje w modelu, w którym akceptuje się słabe lub wręcz ujemne wyniki przez kilka lat, by później zabłysnąć udaną komercjalizacją danej inwestycji.
Idźmy dalej. Istotne jest to, czy wzrost przychodów i zysków wynika w przeważającej mierze z czynników ekstensywnych czy intensywnych. Lepiej, gdy dominują te drugie. Wyjaśnijmy, że czynniki ekstensywne to takie, które wiążą się np. z powiększaniem liczby pracowników czy poszerzaniem majątku (nowe fabryki, zakłady etc.). Oczywiście nie jest to samo w sobie złe, wręcz przeciwnie – ale firma robi jeszcze lepsze wrażenie, jeśli jej wyniki rosną dzięki poprawie wydajności i organizacji pracy, a więc jeśli ten sam majątek dzięki lepszemu zarządzaniu daje coraz wyższe obroty i zyski.
Nie trzeba mówić, że generalnie niepokojące jest, gdy zwiększa się – przynajmniej powyżej pewnych poziomów, np. powyżej 2/3 sumy bilansowej – pula zobowiązań, zwłaszcza w formie kredytów i pożyczek. Truizmem będzie stwierdzenie, że lampka alarmowa powinna się nam zapalić, jeśli analizowana firma ma problem ze spłatą tych zobowiązań. Bardzo złym znakiem jest też sytuacja, w której spółka nie spłaca swych obligacji.
Ale uwaga: jeśli mowa o zadłużeniu, to dopuszczalny jest tymczasowy jego wzrost, o ile firma przechodzi okres silnego rozwoju i np. realizuje budowę nowych zakładów czy procesy akwizycyjne.
Spółka powinna mieć też wiarygodnych i sprawnych kontrahentów, w terminie spłacających należności. Jeśli widzimy, że okres oczekiwania na należności wydłuża się, że firma zmuszona jest wręcz uznawać niektóre wierzytelności za nieściągalne – to jest to kolejny zły sygnał.
Niepokoić może także sytuacja w której analizowane przedsiębiorstwo w coraz większym stopniu prowadzi sprzedaż na zasadzie wyprzedaży, dyskontowanych faktur etc., przyjmując mniejsze pieniądze, byle tylko pośpiesznie otrzymać jakiekolwiek. Może to oznaczać zarówno, że brakuje jej środków, jak również, że po prostu nie jest w stanie sprzedawać po zwykłych cenach (oczywiście te dwie kwestie się nie wykluczają).
Cięcia płac i innych świadczeń dla pracowników, jak też i redukcje zatrudnienia - to też są problematyczne zjawiska. Onaczają one albo słabość przedsiębiorstwa, albo stawianie przezeń na politykę wyzysku. Oczywiście trzeba mieć na względzie, że jeśli firma już wcześniej popadła w tarapaty, to takie przykre ruchy mogą być nieuniknione i wtedy można nawet pokładać w nich pewną nadzieję, zwłaszcza jeśli wcześniej zatrudnienie było autentycznie nieracjonalnie duże.
Warto zawsze patrzeć na zapasy i produkcję nie zakończoną. Jeśli rośnie, choć przychody nie zwiększają się wcale lub tylko nieznacznie – to znaczy, że firma ma coraz większe zasoby produktów i towarów, które nie znajdują nabywców na rynku. Raz, że źle świadczy to o pozycji rynkowej spółki, dwa, że magazynowanie zapasów to na ogół spory koszt, trzy, że niektóre rodzaje zapasów po pewnym czasie tracą już po prostu swoją wartość na rynku i wtedy albo w ogóle nie uda się ich sprzedać, albo tylko po groszowych cenach.
Kłopotliwa jest też na ogół wyprzedaż środków trwałych (poza tymi ewidentnie zbędnymi), jak też i wzrost liczby przedsięwzięć rozpoczętych, a zarazem nie zakończonych w terminie.
Inna przykra rzecz to zakłócenia w cyklu funkcjonowania przedsiębiorstwa – wywołane np. poważnymi awariami czy pożarami albo też okresami braku zamówień (w tym ostatnim przypadku usprawiedliwieniem może być jednak sezonowość – to należy oczywiście sprawdzić).
Nieprzyjemnym zjawiskiem jest też wzrost liczby spraw sądowych, w których spółka bierze udział, nie mówiąc o sytuacji w której istnieje realne ryzyko, że sprawy te będą się wiązać ze znacznymi kosztami (karami), np. przekraczającymi 10 proc. kapitałów własnych. Po pierwsze, grozi to stratami pieniężnymi, po drugie - osłabia w jakiś sposób reputację firmy. To drugie zjawisko może się przejawiać nawet niezależnie od tego, czy spółka jest stroną pozywającą czy pozwaną. Ba, czasami i wygrana nie załatwia wszystkiego, jeśli chodzi o reputację - w myśl (niedorzecznej, ale przecież funkcjonującej w społeczeństwie) zasady "ukradł, czy jego okradli - mniejsza o to, ważne, że był zamieszany w kradzież".
Powinna nas też niepokoić krótkowzroczność menedżerów spółki – jeśli np. za wszelką cenę wstrzymują się oni z modernizowaniem przedsiębiorstwa, obniżają jakość produktów, nie uczestniczą w wyścigu rynkowym o nowe, lepsze wyroby i usługi. Może to wynikać albo ze specyfiki ich pracy (myślenia w kategorii kadencji, jak w przypadku polityków – niektórych, rzecz jasna), albo z pewnego rodzaju ograniczeń mentalnych (np. przeświadczenia, że firma od pół wieku dostarcza solidny produkt i nie ma co zawracać sobie głowy nowinkami).
Jeśli mamy poważne wątpliwości co do kondycji przedsiębiorstwa, to możemy skorzystać z tzw. systemów wczesnego ostrzegania, czyli testów, których wyniki pozwalają określać, czy dana firma jest zagrożona upadłością. Nie będziemy tutaj wdawać się w szczegóły, bo omawialiśmy niektóre z takich modeli we wcześniejszych artykułach. Skupiliśmy się tam na metodologii tzw. funkcji dyskryminacyjnych, omawiając ich ogólną ideę, jak też i prezentując liczne przykłady . Rozsądne wydaje się testowanie danego przedsiębiorstwa kilkoma wzorami – i to najlepiej opracowanymi dla odpowiedniego kraju oraz branży.
Ostatecznie trzeba też pamiętać, że sama rachunkowość finansowa przedsiębiorstwa (pojęta jako pakiet "bilans, rachunek zysków i strat, sprawozdanie ze zmian w kapitale własnym, cash-flow") nie dostarcza nam wszystkich informacji. Nie mówi np. o tym, kim są klienci przedsiębiorstwa i czy ich pula jest wystarczająco zdywersyfikowana. Tym bardziej nie mówi nam też o tym, jak prezentuje się konkurencja przedsiębiorstwa, pomija rozmaite rzeczy nieformalne, a w sumie istotne – jak np. to, czy marka firmy ma za sobą pewną tradycję i rozpoznawalność na rynku etc.
Zaznaczmy jednak, że w przypadku spółek giełdowych rozmaite tego rodzaju informacje powinny być publikowane w odpowiednich komentarzach zarządu. Stąd też przy analizie nie należy się ograniczać tylko do kwot zanotowanych przez dział księgowości firmy. Inną kwestią jest to, że zarząd spółki nie zawsze chce się dzielić negatywnymi informacjami (zwłaszcza jeśli nie musi) – albo też stara się je prezentować w możliwie korzystnym świetle. Cóż, wówczas naszą bronią może być tylko dociekliwość.
Adam Witczak
Bibliografia:
L. Bednarski, "Analiza finansowa w przedsiębiorstwie", Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1997.
G. K. Świderska, "Jak czytać sprawozdanie finansowe?", MAC Consulting / Difin 2013
W. Janik, A. Paździor, "Zarządzanie finansowe w przedsiębiorstwie", Politechnika Lubelska, Lublin 2011
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2596 gości